Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Sztuka antyku - Starożytność jakiej nie znacie Sztuka antyku - Starożytność jakiej nie znacie Sztuka antyku - Starożytność jakiej nie znacie

17.04.2012
wtorek

Epikurejska krytyka reklamy

17 kwietnia 2012, wtorek,

Ładnych parę lat temu natknąłem się na plakat promocyjny pewnego piwa – nazwy nie podaję, żeby nie być posądzonym o kryptoreklamę – który urzekł mnie swoją prostotą. Na jednolitym, białym tle umieszczono butelkę rzeczonego napoju, a obok niej napis: „Piwo X jest bardzo dobre”. I nic więcej.

Czy rzeczony trunek faktycznie był taki smaczny ciężko mi powiedzieć, bo nie miałem okazji go spróbować; zresztą i tak pewnie nie poznałbym się na jego ewentualnych walorach, bo żaden ze mnie piwosz. Spodobało mi się jednak, że ów browar nie obiecuje nam, iż łyk produkowanego przezeń napoju przysposobi nam przyjaciół czy powodzenie u płci pięknej, jak wynika często ze spotów konkurencji.

Reklamy rzadko kiedy odwołują się dziś do konkretnych cech polecanego produktu. Filmik prezentujący aparat komórkowy nie pokazuje nowych funkcji, tylko młodych, atrakcyjnych ludzi na imprezie; reklama samochodu nie skupia się na jego osiągach, tylko oglądających się zań z zazdrością przechodniach; plakat zachwalający męski dezodorant nie próbuje nas przekonać, że używając go unikniemy przykrego zapachu, zawiera w sobie za to obietnicę, że jego woń zadziała na każdą kobietę jak obezwładniający afrodyzjak. Każdy z nas ma niespełnione marzenia, obawy, kompleksy – a copywriterzy próbują nam wmówić, że możemy te problemy rozwiązać danym produktem. Nie masz kumpli? Napij się piwa. Nie masz powodzenia? Spokojnie, spsikaj się tylko naszymi perfumami.

Te obietnice nie są rzecz jasna prawdziwe – dlatego dany zakup często zamiast pomóc czy nawet poprawić humor, pogłębia tylko Weltschmertz. Choroba naszych czasów, chciałoby się rzec, ślepy konsumeryzm XXI wieku i zgniły kapitalizm… Jak to zwykle jednak bywa, problem jest starszy, niż by się mogło wydawać.

***

Oenoanda jest miastem położonym w Lycii, starożytnej krainy położonej na południowo-zachodnim krańcu dzisiejszej Turcji, na szczycie stromego wzgórza. Odkryto je w latach czterdziestych XIX wieku. Początkowo wydawało się, że niewiele różni te ruiny od setek innych wymarłych antycznych miast, którymi usiane są zachodnie wybrzeża Morza Śródziemnego. Jak się jednak okazało, Oenoanda skrywała prawdziwy skarb – najdłuższą znaną nam starożytną inskrypcję, pochodzącą z II w n.e.

Źródło: Wikimedia; fot. Ansgar Bovat

Napis ten liczył sobie aż 25.000 słów i zajmował blisko 260 metrów kwadratowych. Wykuto go na kamiennych panelach, które zawisły na ścianach specjalnie na tę okazję zbudowanego placyku, otoczonego kolumnadą i ozdobionego rzeźbami. W odróżnieniu od innych inskrypcji zbliżonej długości, napis z Oenoandy nie traktuje o honorach przyznanym królom, dyplomatycznych sojuszach czy wydarzeniach natury religjnej. Te tysiące słów składają się na manifest filozoficzny.

Inskrypcję z Oenoandy kazał wykuć niejaki Diogenes – o którym nie wiemy nic, poza tym, że musiał dysponować znacznym bogactwem. Co nim motywowało? „Zaobserwowawszy, że większość ludzi ma fałszywe wyobrażenie o naturze rzeczy… smuciłem się nad ich zmarnowanym życiem i uznałem, że do obowiązków dobrego człowieka należy udzielenie pomocy…” (Fr. 2). Gdyby to niezrozumienie istoty rzeczy dotknęło kilku tylko ludzi, mówi dalej Diogenes, można by z nimi porozmawiać bezpośrednio; ale jako, że problem dotyczy wielu, nalezy sięgnąć po środek „masowego przekazu”, inskrypcję, która pozwoli na dotarcie do jak największej ich ilości.

Inskrypcja Diogenesa jest zbiorem wskazówek życiowych opartych na filozofii słynnego Epikura. Diogenes poucza nas między innymi, iż „…prawdziwa cnota jest nie w teatrach, łaźniach czy perfumach… ale płynie z nauki”, „…bogactwo większe, niż dyktuje natura, na nic więcej się zda, niźli dolewanie wody do pełnego już naczynia”.  Proponuję się skupić na kolejnym zaleceniu: „Wyrafinowane potrawy czy napoje… nie dają nam wolności od bólu [w filozofii epikurejskiej tak definiuje się szczęście] ni zdrowia”.

Stwierdzenie pozornie banalne – ale, gdy się nad nim poduma, okazuje się adekwatne do współczesności. Zamieńmy Diogenesowe „wyrafinowane potrawy” na „szybkie samochody”, „drogą biżuterię” czy „modny dezodorant” – i okaże się, że zawarta tu nauka jak ulał pasuje do krytyki reklam zawartej wyżej. Epikur, a za nim Diogenes, był zdania, że jednym z najważniejszych źródeł szczęścia był kontakt z innymi ludźmi. To nie piwo, choćby i najlepsze, zapewni nam miły wieczór, tylko znajomi, z którymi będziemy mogli je wypić.

Diogenes z Oenoandy brzmi, szczerze mówiąc, jak człowiek nadęty, który czerpie przyjemność z pouczania innych i chwalenia się wiedzą. Można też posądzić go o hipokryzję – człowiek przywiązany do epikurejskich zasad miałby trudności ze zdobyciem środków potrzebnych na wystawienie tak ogromnej inskrypcji. Ale przyznam, że ucieszyłbym się, gdyby ktoś o podobnym zapędzie moralizatorskim i bogactwie wykupił w telewizji blok reklamowy, żeby powiedzieć „telefon/ perfumy/ auto nie przysparza miłości/ szcześcia/ przyjaźni”.

Jako, że placyk z rzeczoną inskrypcją znajdował się w samym centrum Oenandy, można przypuszczać, że odwiedzali go mieszkańcy miasta idący na agorę na zakupy, czy wracający z pełnymi torbami do domu. Diogenes chciał zapewne, żeby jego ziomkowie pochylili się na chwilę nad wykutymi napisami i zastanowili się, czy naprawdę potrzebują produktów, które właśnie nabyli, czy płacąc za chiton z koańskiego lnu czy wyborne wino z Chios nie próbowali próżnie uśmierzyć jakichś dużo głębiej sięgających potrzeb. Czy rzeczywiście mieszkańcy Oenandy poświęcili swój czas przemyśleniom Diogenesa – ciężko powiedzieć; może wczytują się w nią tylko archeolodzy…

J. Szamałek

PS. Fragmenty inskrypcji Diogenesa w tłumaczeniu na język angielski można znaleźć tu.

 

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 28

Dodaj komentarz »
  1. Bardzo ciekawy wpis – dziekuje. Moze jestem cyniczka, ale nie zdziwilabym sie gdyby sie okazalo, ze Diogenes jest murarzem, kamieniarzem albo innym specjalista od wykuwania liter na scianach (poza tym, ze moralizatorem).

  2. Niewykluczone – choć wówczas Diogenes płacił by sam sobie. Ale kto wie, może to była jedna wielka akcja prania pieniędzy;)

  3. Panie Autorze,

    Wydaje mi się, że niewiele by pomógł taki blok z napisem, że dobra doczesne niewiele dają. Nasi współcześni użytkownicy /a i starożytni też/, nie biorą sobie do serca zbytnio ostrzeżeń, że szczęście to nie duże pieniądze. Wręcz przeciwnie, uważają, że bez nich nie ma życia. A szkoda.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Oj, zastanawiałam się, czy ten komentarz puścić, ale samo się jakoś „wciągnęło”. Na drugi raz muszę jednak bardziej uważać.

  6. 1. Przy lekturze natychmiast skojarzyłem cytowaną tu reklamę Diogenesową z czytanym niedawno starożytnym tekstem, którego lekturą byłem wielce zaskoczony. Otóż jeśli podam tu hasło „Hammurabi” każdy natychmiast dopowie „Kodeks” jako odzew no a potem następne skojarzenia „oko za oko, ząb za ząb” itd jako przykłady najdawniejszych uregulowań prawnych z owego kodeksu. To wszystko prawda, „Kodeks” zawiera mnóstwo ciekawych postanowień, z których owo „oko…” wcale nie jest może najważniejsze; jest tam mnóstwo ciekawszych treści. Ale żeby dojść do treści prawnej kodeksu trzeba najpierw przebrnąć przez niesłychanie rozbudowana AUTOREKLAMĘ Hammurabiego, tak rozdętą, jak zapewne jego ego, od powinowactwa z wszelkimi bogami począwszy. Gdy już dobrniemy do artykułów postanowień prawnych i przeczytamy je, otrzymujemy w końcowej części nieco krótsza wersję autoreklamy ze wstępu. Ku pamięci. Proporcja reklamy prawodawcy do samego prawa wynosi w „Kodeksie” ok. 3:1. Co nie zmienia postaci rzeczy że ta istotna 1/3 przetrwała tysiąclecia.
    2. Powiedz mi jaką reklamę „łykasz” a powiem ci kim jesteś. Pewnie lepiej by było, gdybyśmy zamiast tego co przytacza to Autor mogli snobować się na przeczytane lektury, obejrzane przedstawienia teatralne itp. i żeby nam wmawiano, że to „kreci” kobiety tak, jak ów dezodorant. Ech, marzenia…

  7. Szanowny Autor zwraca uwage, ze Diogenes w w swojej inskrypcji odwolywal sie filozofii epikurejskiej. Dzisiaj, jako przymiotnik „epikurejski” odnosi sie do luksusu, wyszukanych potraw i wytwornych trunkow. Nie od rzeczy chyba zatem przypomniec rzeczywiste podstawy tej filozofii. W pierwszym rzedzie Epikur glosil materializm i uwazal, ze napotrzebniejsza sluzba czzlowieka jest sluzenie samemu sobie, ale podkreslal tez znaczenie przyjazni w dobrobycie, czy „szczesciu” czlowieka. Jako szczescie okreslal poczucie spokoju i braku poczucia strachu (ataraksja) oraz wolnosc od bolu (aponia). W zyciu codziennym zalecal umiarkowanie, ale tez nie nakazywal wyrzekania sie bogactwa. Najbardziej krytykowany byl on i jego szkola (znana jako „Ogrod”) za stronienie od zycia politycznego Aten.

    Byl krytykowany zarowno za swoj stosunek do istnienia bogow, jak i do polityki. Przede wszystkim filozofii tej wytykano brak poswiecenia sie dla religii i spoleczenstwa. Cyceron nawet posunal sie do nazwania epikurejczykow „skrajnymi hedonistami”, choc wcale takimi nie byli.

    Tak jak ja odczytuje podstawowe zalozenia tej szkoly filozoficznej, to epikurejczycy dazyli do spokojnego, w miare dostatniego zycie w gronie przyjaciol o podobnych pogladach, bez mieszania sie do polityki. Epikurejczycy unikali takze rozglosu, slawy – poprzez mestwo na wojnie. Zalecali przestrzeganie prawa, ale nie dla wartosci prawa samego w sobie, lecz dla unkniecia koniecznosci ukrywania swoich uczynkow oraz obawy przed kara, co klociloby sie z poczuciem wewnetrznej harmonii.

    Oczywiscie juz za Konstantyna Wielkiego epikuryzm byl bardzo niemile widziany, glownie jednak z powodu materializmu Epikura.

    Potem bylo juz tylko gorzej, wedlug Dantego epikurejczycy to heretycy cierpiacy meki w szostym kregu piekla.

    Epikureizm odrodzil sie, choc juz odbity w krzywym zwierciadle dopiero w XVI wieku, a w XVII wieku uzyskal szersza audiencje poprzez ksiazki autora Pierre Gassendi – jezuity, ale takze znawcy wielu dziedzin nauki.

    Pozdrawiam.

  8. @ hortensja: pewne rzeczy się jednak nie zmieniają…

    @ eme5756: ba, każdy władca musi swój ogonek chwalić, a im bardziej autorytarny system, tym ważniejsza musi być jego postać. To nie była chyba nawet kwestia ego, a racji stanu.

    @ Werbalista: jak zawsze, dziękuję za uzupełnienie tła historycznego. Filozofia epikurejska ma faktycznie złą prasę, zupełnie niezasłużenie. Mi do poglądów Epikura jest chyba najbliżej – choć według jego zasad osiągnięcie szczęścia nie jest możliwe bez wyzbycia się ambicji, a to szalenie ciężkie zadanie…

  9. @Werbalista
    Pewnie Pan ma rację. Tyle tylko, że 99,99% ludzi na świecie nie wie, kto to był Epikur i bardzo im z tym dobrze. I wcale nie wiem, czy tej pozostałej części jest przyjemniej.
    Co prawda wystarczy, że nam z tą wiedzą lepiej, ale przez ostatnie 2500 lat świat się troszkę rozwinął i nie wiem, czy odwoływanie do tamtych pomysłów może być pomocne w rozwiązywaniu problemów jutrzejszych. A raczej bym powiedziała, że to bardziej przeszkadza w ocenie sytuacji. Po prostu obciąża psychicznie.
    Dobrze jest mieć szersze perspektywy, historycznie, ale nie przesadzałabym ze szczegółową wiedzą na ten temat. Rozumiem specjalistów, którzy z tego żyją i świat ich się obraca wokół wykopanej skorupki, ale mnie interesuje to głównie o tyle, o ile przyda się do patrzenia na teraźniejszość. Do ocen się raczej nie przydaje.

    Czy przesadziłam z moją złośliwością i obraziłam Pana? Chciałam dodać trochę soli do dyskusji, a w Polsce nawet sól bywa zatruta. Powód mojej złośliwości: Nowe czy odmienne pomysły kończą się zwykle poniżającymi wyzwiskami. Nowatorsko dyskutuje się tylko o Diogenesie czy Epikurze. Szkoda.
    Krytyka pożądana.

  10. @ Vera 18 kwietnia o godz. 11:44

    Nie mozna sie obrazac na arumenty, wiec nie ma nawet mowy, aby obrazac sie na kogos, kto przedstawia swoj punkt widzenia w sposob, w jaki robi to Szanowna Pani.

    Ale, co ciekawe, sa dokladnie zgodne z zalozeniami epikurejskiej filozofii. Byc moze wielu ludzi nie slyszalo o Epikurze, ale Epikur wcale nie byl zadny wiedzy. Uwazal, ze wyksztalcenie jest konieczne na tyle aby pozbyc sie przesadow i wiary w mityczne religie (bo wbrew powszechnemu mniemaniu, nie byl ateista, tyle ze nie wierzyl, ze bogow w ogole zajmuja ludzkie sprawy). Zalecal zycie takie, aby „nie rzucac sie w oczy”, nie szukac rozglosu i slawy. Zyc raczej w gronie przyjaciol, a przyjemnosci czerpac z drobnych spraw, jak jedzenie, wino i dobre towarzystwo. Lecz wszystko w umiarze, bo uwazal, ze nadmiar czegokolwiek burzy wewnetrzna rownowage i nie mozna przez to osiagnac szczescia. A czy nie tak wlasnie zyje te 99.9% ludzi, dbajacych o rodzine, przyjaciol i kawalek chleba codziennego i dach nad glowa. Dokladnie wiec odzwierciedlaja styl zycia, jaki zalecal Epikur, choc ich poczucie szczescia burzy zawisc, przerosniete ambicje i dazenie do coraz wiekszych sukcesow materialnych. Epikur natomiast zalecal to, aby nauczyc sie cieszyc codziennymi rzeczami: ladna pogoda, zapachem kwiatow, dobra kawa, jednym slowem – drobiazgami. Dosc trudna to sztuka, ale niewatpliwie osiagalna.

    Pozdrawiam.

  11. @Werbalista
    A to piękna odpowiedź. Dobry wkład do dyskusji. Oby takich więcej.

  12. Nawiążę do Szanownego @Werbalisty aby się z Nim trochę „poniezgadzać”. I to przy pomocy Epikura. Pisze Pan (cytuję): „przez ostatnie 2500 lat świat się troszkę rozwinął i nie wiem, czy odwoływanie do tamtych pomysłów może być pomocne w rozwiązywaniu problemów jutrzejszych”. Ja myślę, że myśl Epikura, którą tu przytoczę, mimo że niewątpliwie świat się od tamtych czasów zmienił (czy na lepsze?) przydaje się nie tylko do rozwiązywania problemów jutrzejszych ale i POJUTRZEJSZYCH. Dotyczy ona bojaźni (tak ludzkiej przecież) przed śmiercią i brzmi: „dopóki jesteśmy, nie ma śmierci, a gdy ona przychodzi, nie ma nas”. Czyż nie piękna sentencja? Kiedy pierwszy raz czytałem u Montaigne’a „jako filozofować znaczy uczyć się umierać” (w „Próbach”) byłem przekonany, że to (podobne do Epikurowego) optymistyczne przesłanie pochodzi od niego. Pomyłka, pochodzi od Sokratesa (tak więc prawie wszystkie drogi prowadzą do Sokratesa) i znowu jesteśmy u filozofów starożytnej Grecji. Jego filozofia umiarkowanego szczęścia nie jest znowu tak od Epikura daleka. Epikura skrzywdzili później wszyscy ci, którzy nie chcieli-nie mogli-nie mieli odwagi przyznać, że wypowiedział prawdę o nich samych i zwykłym, ludzkim pragnieniu życia przyjemnego. Ale głównie prominenci chrześcijańscy od Konstantyna po Ojców Kościoła.

  13. @ emes5756 18 kwietnia o godz. 20:51

    To nie ja napisem, bo mam takie samo zdanie, ze uplyw czasu nie ma wplywyu na idee Epikura. A nawet, ze postep umozliwia coraz wiekszej ilosci ludzi. Za czasow Epikura najczestszym zrodlem pracy byli niewolnicy, ktorzy na pewno nie mogli sie stosowac do epikurejskich zasad. W dzisiejszych czasach takich juz nie ma, a nawet obszary biedy maleja, wiec wieksza ilosc ludzi moze sobie na to pozwolic. Ale czy zechce?

    Pozdrawiam.

  14. @Werbalista
    Oczywiście! Stokrotnie przepraszam, to odpowiedź Szanownej @Wery adresowana do Szanownego @Werbalisty. Wygląda więc na to, że jak to mówią, „dałem plamę” i mam nauczkę na przyszłość. Pozdrowienia

  15. Ilu epikurejczyków potrzeba do wymiany żarówki?
    Ani jednego. Są zbyt zajęci wykorzystaniem ciemności 😉

  16. Pan Szamałek
    A może, żeby już całkiem zejść na złą drogę, wrócę do obiecanego problemu przekleństw w Pana książce. Najpierw dobrze:
    1. Przekleństwa są bardzo pożyteczne i pomagają a trudnej sytuacji. Rozluźniają węzeł nerwów i działają kojąco. Dużo jest ostatnio badań na ten temat. Mnie się tylko wbrew badaniom wydaje, że jest to problem lingwistyczny. Nie chodzi o słowa, bo te mają znaczenie kulturowe, a o dźwięki. W polskim jest to „rrr”, w niemieckim „ssch”, rosyjskim „jjjjoo”, angielskim „ffff”. Każdemu lepszemu w tym ode mnie przyznam rację. Wspomniane fonemy mogą należeć do różnych słów. Eleganckie obejścia to „kurrrtka”, czy „urrrwał”.
    2. Przekleństwa i wulgarność. Zwykle przekleństwa są wulgarne ale to dwie różne sprawy. Najbardziej znane przekleństwo to „O Boże”. Celem przekleństwa jest ekspresywna eksplikacja stanu emocjonalnego i w różnych czasach różne są słowa uznawane za adekwatne do tego celu. Kiedyś wielkim przekleństwem była „cholera”. Były czasy, kiedy wystarczało do tego „o do licha” czy „do diabła”, bądź „a niech to”.
    Natomiast wulgarność jest tylko wzmocnieniem wyrażającym poczucie bezradności. Tak, używanie wulgarnych słów jest przyznaniem do językowej i psychicznej nieudolności mówiącego. Sygnalizuje on swoją niezdolność do wyrażenia i opanowania trudnej sytuacji. Wulgarność zdaje się być znakiem czasów, kiedy ludzie widzą siebie wobec problematyki, która ich przerasta. Stąd moja nieudowodniona teza: Przekleństwa były zawsze, ale wulgarność nie była w czasach historycznych potrzebna. Szczególnie, że czynności związane z prokreacją nie były ani skompromitowane ani tabuizowane przez religie. Nie były wulgarne.

    I tu mam do Pana zarzuty. Jako przekleństwa wybrał słowa wulgarne, ale wzięte z innej epoki. Odczuwam to jako zgrzyt w opowieści. Dla mnie wystarczającym przekleństwem byłoby „pieprzysz”, którym pewnie ktoś łaskawie opisze ten tekst.
    Pozdrowienia

  17. @ Vera 23 kwietnia o godz. 22:27

    Rzeczywiscie na zla droge Szanowna Pani wchodzi. Wystarczy postudiowac starozytne grafitti, aby sie przekonac, ze starozytni przeklinali dokladnie tak samo, jak wspolczesni. Grecy mieli nawet na to slowo: αποῤῥέτα. Co prawda dotyczylo tajemnic misteriow roznych obrzadkow, ale mialo takze odniesienie do przeklinania. A przeklenstwa wcale nie byly mniej wulgarne od wspolczesnych, a niektore o wiele bardziej wulgarne, ale – majac na wzgledzie oczy i uszy Szanownych Blogowiczow – nie bede ich tu przytaczal. Kto ciekawy – odsylam tu:

    http://www.youswear.com/index.asp?language=Greek

    A z tym przeklinaniem, to bym nie przesadzal. Wszystko ma swoj czas i miejsce. Podobnie jak Pani Vera nie musze uciekac sie do takiej formy ekspresji, ale oczywiscie tez mi sie zdarzalo. Kwestia uzywania ekspletywow zalezy od kontekstu. Osobiscie nie znam nikogo, kto – po uderzeniu sie mlotkiem w palec – powie: O, psia kostka! Ale nie wykluczam, ze Szanowna Pani Vera zna.

    Badania naukowe zdaja sie wskazywac, ze uzywanie przeklenstw w sytuacjach stresu ma tendencje do pewnego rozladowania tego stresu, a nawet pewne wlasciwosci zmniejszajace bol fizyczny (Richard Stephens, John Atkins, and Andrew Kingston (2009). „Swearing as a Response to Pain”. Neuroreport (12): 1056–60.).

    Wiadomo, ze przeklenstwa (w sensie uzywania slow wulgarnych) mozna spotkac juz w Biblii, ale takze u Arystofanesa, prawie we wszystkich komediach.

    Dlatego bede bronil prawa Szanownego Autora do zastosowania takiej sztuki pisania, a szczegolnie dlatego, ze juz na wstepie zapowiedzial, ze nie bedzie uciekal sie do jakiejs sztucznej archaizacji tekstu i przedstawi Ateny, tak, jawilyby sie wspolczesnemu czytelnikowi. Moim skromnym zdaniem, wywiazal sie znakomicie ze swoich obietnic, dzieki czemu powstala swietna ksiazka.

    Pozdrawiam.

    P.S. @ Szanowny Autor. Po obronie doktoratu, sugeruje ponownie o Kryptei. Tajne organizacje zawsze wszystkich fascynowaly.

  18. @gospodarz:
    dziekuje za ciekawy wpis;
    na marginesie pragne wspomniec ze niemiecki instytut archeologiczny w istanbulu
    prowadzi od 2007 roku systematyczne prace nad tym znaleziskiem;
    odkryto( w 2009, martin bachmann i juergen hammerstaed) dalsze napisy, ktore odwoluja sie do platona;
    poniewaz znaleziono dotychczas ok. 40% tekstu mozna uznac, ze calosc jest eklektyczna,
    a nie wylacznie epikurejska
    @tober:
    przyznaje tobie przechodnia palme pierszenstwa w puszczaniu pawia na blogach.

  19. @byku,
    a, dziękuję, dziękuję!
    Czy będzie też palma za wywijanie orła?
    Chcesz w rewanżu palmę „pierszeństwa” gramatyczno-ortograficznego?
    Do odebrania w „istanbulu” 😉

  20. @ emes5756, Vera: w Państwa sporze bliżej mi do zdania emesa5756, że zalecenia i rady filozofów są podnadczasowe. Co innego jednak docenić ich wartość, a co innego wprowadzać je w życie – jak przychodzi co do czego, okazuje się chyba często, że te wszystkie mądrości świetnie spisują się na papierze, a trudno je zaaplikować w życiu.

    @ Tobermory: sympatyczny żarcik, choć chyba lepiej by pasował do hedonistów:)

    @ Werbalista, Vera: będę bronił książkowych przekleństw do upadłości. Jak pisze Werbalista (dziękuję za wsparcie!), doskonale wiemy, że i Grecy, i Rzymiane przeklinali często i gęsto. Nie widac tego w pismach filozofów czy historyków – i nic dziwnego – ale mnóstwo mięcha lata w komediach Arystofanesa, że o graffiti nie wspomnę.

    Dziś nadal obowiązuje sterylna, oficjalna wizja starożytności, która jest zwyczajnie fałszywa. Pisząc książkę, chciałem pokazać Ateny jak najbliższe prawdy – a w nich ludzie używali słów, które brzmiały w ich uszach jak znane nam powszechnie przekleństwa, a nie „motyla noga”.

    Wulgarność była w czasach historycznych jak najbardziej obecna, i nie ma co udawać, że było inaczej. Seksualność zaś obowiązywały różnorakie tabu – choć inne, niż te obecne z cywilizacji chrześcijańskiej.

    @ Werbalista: dziękuję za sugestię – postaram się o kryptei coś napisać. A doktorat już prawie, prawie skończony:)

    @ byk: tak, słyszałem o tych nowych odkryciach, ale nie miałem czasu się w nie wzytać. Dziękuję za streszczenie rewelacji!

  21. Pierwszym w dziejach ludzkości opisanym (wykutym) zawodem, którego wykonywanie obciążone zostało posiadaniem koncesji – uprawnień był zawód budowniczego. Ciekawe dlaczego, nie? Szczególnie na tle obecnego paranoidalnego „uwalniania” zawodów zaufania publicznego. Każdy zawód poszukiwał swojej przestrzeni, a w niej znakował zarówno profesję, jej dzieło jak i autora. To znaki cechowe, znaki mistrzowskie, kolory i stygmaty.
    Co do meritum – reklam. Gdyby nie reklamy w TV wielu oglądaczy chorowałoby. A tak, podczas reklam: siusiu, herbatka, kąpiel dzieciątka, czy szybki numerek. Niech żyją reklamy.

  22. @P.Szamałek
    Oczywiście nie „spieramy” się w potocznym tego słowa znaczeniu z Szanowną p.@Werą (jak „potocznie” rozumiałbym kłótnię) a to tylko dyskusja i staramy się „trzymać poziom” jak na tym blogu przystało. Do tego pomyliłem adresata, czego się wstydzę. Zgadzam się też, że rozbieżność pomiędzy sentencjami a ich praktycznym stosowaniem jest ponadczasowa. To jakaś nieprzezwyciężalna przepaść.
    @Werbalista (ad 24 kwietnia o godz. 1:40)
    Zajrzałem z ciekawości pod podany adres. Po lekturze uważam, że ci nasi rodacy (podobno znakomita większość), którym do wyrażenia WSZYSTKIEGO wystarczają 4 (słownie : cztery!) wulgarne polskie słowa (tak! to wynik badań wrocławskich naukowców) powinni przynajmniej w tej dziedzinie także uczyć się języków obcych. Co za bogactwo :))

  23. @ Jakub Szamałek 25 kwietnia o godz. 22:49

    Szanowny Autor zechce jeszcze zauazyc, ze wulgaryzmy sa czescia zycia kazdego. Podczas, gdy moje pokolenie mialo jeszcze jakies hamulce uzywania tychze, chocby przy paniach (ze o rodzicach nie wspomne), to mlode pokolenie juz takich zahamowan nie ma. Nie wiem, czy to lepiej, czy gorzej, bo jak mi ostatnio przypomniano cytatem z Hamleta, to tylko : „…slowa, slowa, slowa…”. Ani lepsze, ani gorsze od innych, dla mnie swiadczace tylko o ograniczonym slownictwie, ale jako takie niespecjalnie obrazliwe, tym bardziej, ze najczesciej uzywane bez adresata. Dlatego wulgaryzmy niespecjalnie mnie poruszaja.

    O latwo zapisywanych madrosciach pozwole sobie zarezerwowac opinie, bo Szanowna Pani Vera znow pewnie oskarzylaby mnie, ze pisze „z wysokiego stolka”. To nie przytyk, Pani Vero, wiem, ze mam taka tendencje.

    @ emes5756 26 kwietnia o godz. 8:14

    Ciesze sie, ze moglem podrzucic cos pozytecznego. Jezyki, to tez jedna z moich pasji i rzeczywiscie w porownaniu do innych jezykow, polski jest wyjatkowo slaby, jak chodzi o przeklenstwa i wulgaryzmy. Nawet nie siegajac do greki, wole juz rosyjski, a nawet angielski. O wiele bardziej emocjonalne i ekspresywne.

    Pozdrawiam.

  24. @Werbalista (ad 26 kwietnia o godz. 9:36)
    „Pożyteczna” była to lektura tylko w tym sensie, w jakim jest każda lektura. Jeśli by zaś chodziło o pożytek sensu stricte, to go nie będzie bo użytkować tej wiedzy w praktyce nie będę. Należę do tego wymierającego pokolenia (za kilka dni nasze „niedobitki” klasowe spotykają się na 60-lecie matury!), które nauczone zostało szacunku do języka polskiego, wyrażającego się także tym, ze wulgaryzmów się brzydziło i ich nie używało (z tym nieużywaniem może trochę przesadzam). To było tak oczywiste jak prawidłowa gramatyka i ortografia. Dziś świat posunął się tak daleko do przodu w przesuwaniu granic tego co uchodzi powiedzieć a co nie, że śliczne młode dziewczyny mówią językiem, od którego uszy więdną, zaś ich rówieśnikom zdaje się to nawet podobać. Pewnie nie rozumiem, ale akceptować nie muszę. I tu jestem znowu przy języku, także moją pasją, jako narzędziu do konstruowania rzeczywistości, jej dekonstruowania, poznawania jej i zniekształcania. Innego nie mamy do komunikowania a więc dociekania prawdy i propagowania nieprawdy, w którą często wierzymy. Przepraszam, poniosło mnie, ale widać zainteresowania mamy w tej mierze podobne.

  25. @ emes5756 26 kwietnia o godz. 8:14

    Prosze zwrocic uwage, ze to co innego „znac”, a co innego „stosowac” wulgaryzmy. To czesc jezyka, a jesli chodzi o jezyki obce to wulgaryzmow trzeba sie nauczyc, tak jak wszystkich innych „slowek”. W przeciwnym razie nie mozna powiedziec, ze tym jezykiem wlada sie biegle.

    Jak Szanowny Pan zapewne zauwazyl, sam rowniez nie posluguje sie wulgaryzmami ani w korespondencji, ani w rozmowie. Potrafie przedstawic swoje argumenty, bez uciekania sie do tychze. Ale nie „brzydza” mnie, tylko wydaja mi sie zbedne. Jednakze wiele srodowisk, grup zawodowych uzywa ich codziennie i nagminnie. Dla mnie jest to swiadectwo ubostwa jezykowego, z ktorym jednak trzeba sie pogodzic, w imie umiejetnosci porozumiewania sie ze soba. To, ze kindersztuba zmarla juz dawno, to fakt oczywisty, a wulgaryzacja codziennego jezyka postepuje.

    Nie oceniam tego moralnie, tylko przyjmuje do wiadomosci. Znaczenia slow sie zmieniaja, przez co slowa nie maja zadnej z gory przypisanej wartosci. Slowa takie, jak „kobieta”, czy „kiep” kiedys uwazane byly za niecenzuralne. Ba, w okresie wiktorianskim nawet nie uzywano slowa „noga” (leg), bo mogloby wywolywac niewlasciwe skojarzenia. W Polsce tez dlugo uzywano nazwy „ineksprymable” na kalesony, bo byla to nieprzyzwoita czesc garderoby.

    Pozdrawiam.

  26. @Werbalista
    Dziękuje za odpowiedź; nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że zaczęliśmy tu oprawiać coś w rodzaju „archeologii” językowej, co nas „zawodowo” zbliża do Gospodarza. Pozdrawiam (+ zaległe pozdrowienia z poprzedniego wpisu)

  27. I nikt nie doskrobał: „TLDR”?

  28. Jacek pisze:Nie bardzo romuziem co to znaczy ekologiczna żywność. Uważam ze takiej nie ma. Od kilkunastu lat mieszkam na wsi. Uprawy ekologiczne mogą się odbywać jedynie w zamkniętej przestrzeni a to niestety jest bardzo drogie. Na otwartej przy naturalnym nawożeniu i ekologicznymi opryskami rośliny przegrywają z rożnego rodzaju chorobami. Jedynym ratunkiem jest chemia i to w podwf3jnych dawkach . Po prostu wszystko się zmienia, mutuje się. Ciągle są nowe choroby ktf3re atakują człowieka tak samo dzieje się z roślinami. Na wsiach /tam gdzie mieszkam/ ciężko spotkać jaskf3łki czy wrf3ble. Naturalnych wrogf3w tego co się rusza.Jeden z rolnikf3w ktf3ry zajmuje się uprawa ekologiczna . Zgłosił to, już nie pamiętam komu. W każdym razie dostał instrukcje co ma robić. No i ścisłe ja przestrzegał. Zebrał niewiele bo mu plony choroby zjadły. Teraz uprawia „ekologicznie” ale po swojemu.Mam tez wątpliwości co do nawozf3w naturalnych. Zwierzęta mają rożnego rodzaju bakterie ,wirusy itd., ktf3re wydzielane są z kałem a to jest używane do nawożenia. A tym karmią się rośliny /takim przykładem może być ekologiczna farma ktf3ra wyhodowała śmiertelne kiełki/. Zdaje się. Raport ONZ na ktf3ry Pan się powołuje jest tyle wart jak ten ktf3ry sporządził „uczony” o topnieniu lodf3w w Himalajach nie wychodząc z domu.Myślę ze oglądał Pan zdjęcia , reportaże z z pf3l Afrykańskich ktf3re są niszczone przez rożnego rodzaju latających, pełzających stworf3w Żadna chemia nie jest w stanie je zniszczyć. Proszę tez przeczytać raport o stanie plantacji bananf3w afrykańskich. Przykro mi ale nie pamiętam gdzie można go znaleźć/ W TV można zobaczyć film na kanale BBC . Myślę ze będą go powtarzać.Zastanawia mnie tez skąd ekolodzy wezmą odporne na choroby rośliny i te ktf3re dadzą podwf3jne plony?Pozdrawiam

  29. Być może piwosze którym reklama obiecuje „tylko” dobre piwo, będą mniej rozczarowani niż ci którzy (podświadomie, bo przecież świadomie nie przyznają, że reklama na nich działa) uwierzyli inne możliwości tego piwa. No ale pierwsza lekcja każdych zajęć z reklamy: sprzedajesz ludziom potrzebę, a nie produkt.

Dodaj komentarz

Pola oznaczone gwiazdką * są wymagane.

*

 
css.php