Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Sztuka antyku - Starożytność jakiej nie znacie Sztuka antyku - Starożytność jakiej nie znacie Sztuka antyku - Starożytność jakiej nie znacie

10.08.2011
środa

Wazy greckie nie są greckie

10 sierpnia 2011, środa,

Jednym z najszerzej znanych elementów kultury materialnej starożytnej Grecji są wazy. Natknąć się na nie można nie tylko w każdym opracowaniu na temat historii sztuki czy mitologii, ale i na ulicach większego miasta: ich kształty i dekoracje kopiują kiczowate wazony w sklepie „wszystko za pięć złotych”, szyldy barów z kebabami, donice na kwiaty. Ich stylistyka jest powszechnie kojarzona i wciąż inspiruje wszelkiej maści artystów, którzy odwołują się do niej tworząc uroczo anachronistyczne rysunki (dla przykładu: walka Dartha Vadera z Mistrzem Yodą; Herkules z komputerem).

Warto może zatem zauważyć, że nie ma czegoś takiego jak „greckie wazy”. Naczynia, które najczęściej kojarzymy z tym hasłem – cechujące się wysoce szczegółową, czarno- bądź czerwono- figurową dekoracją – nie są bowiem charakterystyczne dla całej Grecji, a jedynie dla małej jej części, Aten. Tymczasem inne Greckie miasta wypracowały swoje własne, często zupełnie inne tradycji dekoracji naczyń. Wazy z miast południowych Włoch IV w. p.n.e. są bardziej kolorowe i bogato zdobione, a czasem nawet złocone (przykład); te z hellenistycznej Sycylii dekorowane są wielokolorowymi malowidłami (przykład); z kolei rzemieślnicy Pantikapajonu, miasta greckiego południowej Ukrainy, okraszali swoje produkty delikatnymi malunkami przywodzącymi na myśl akwarele (przykład).

Nie sposób zaprezentować wszystkich tych tradycji w jednym wpisie, zatem zwyczajowo ograniczę się do jednego przykładu. W czasie ostatniej mojej przechadzki po British Museum natrafiłem na takie oto małe pudełeczko na kobiece przybory (pyxis):

Fot. Autor

Ta mała waza pochodzi z Koryntu; wykonano ją pod koniec V w. p.n.e. Zrobiono ją z charakterystycznej dla tego regionu gliny, jasnej i kremowej, różowawej w kolorze; dekoracja została wykonana przy użyciu ciemniejszej, czerwonej farbki. Wzór na bocznej ściance składa się z licznych zygzaków, namalowanych szybko i raczej niedbale. Na wieczku przedstawiono młodego mężczyznę w nakrapianej koszuli, który jedną ręką czerpie wodą z fontanny, a drugą podpiera się o za dużą dla niego maczugę. Jego twarz jest zwrócona ku widzowi; oczy są duże i okolone długimi rzęsami, policzki pokryte piegami, usta – małe, sprawiające wrażenie nieśmiałości. Proporcje są nierealistyczne: głowa jest za duża, kończyny zbyt krótkie w stosunku do tułowia. Cała scena jest bardzo płaska, żadne elementy na siebie nie nachodzą; nie ma perspektywy.

Maczuga jest atrybutem Heraklesa, można więc podejrzewać, że to jego chciał przedstawić koryncki malarz. Jednak bojaźliwy, delikatny chłopiec widniejący na tym wieczku niewiele ma wspólnego z innymi wyobrażeniami słynnego herosa, które charakteryzują zwykle zwały mięśni i krzaczasta broda. Być może mamy więc do czynienia z dowcipem, karykaturą: ten Herakles-chucherko wykonuje zadanie współgrające z jego kruchą budową i, zamiast walczyć z lwem nemejskim, udał się po wodę do fontanny. Co więcej, zamiast wybrać się tam z porządnym bukłakiem czy hydrią, wziął tylko kubeczek, a i tak musi wspierać się o swą maczugę. Być może taki wydelikacony Herakles bardziej przemawiał do kobiet – to jest „grupy targetowej”, do której kierowano naczynia w tym kształcie.

Źródło: Wikimedia; fot. Bibi Saint-Pol

Dla porównania – rzućmy okiem na inny pyxis z późnego V w.p.ne., wykonany w dobrze wszystkim znanym ateńskim stylu czerwono-figurowym. Tak bardzo różni się on od pudełeczka z Koryntu, że trudno aż uwierzyć, że powstał on w tym samym okresie, przez rzemieślnika należącego do tego samego kręgu kulturowego, mówiącego tym samym językiem. Ateńskie puzderko pokryte jest ciemnym, połyskliwym firnisem, kontury postaci namalowano przy użyciu ciemnej farbki. Przedstawiona na wieczku kobieta ma realistyczne proporcje i została przedstawiona w rzucie perspektywicznym; twarz, tak jak na zdecydowanej większości ateńskich waz, jest namalowana w profilu; nie ma ona żadnego emocjonalnego wyrazu.

Te dwa pudełeczka na kosmetyki pokazują, jak niedoskonała jest kategoria „wazy greckie”. Tradycje dekoracji greckich naczyń były tak różnorodne i tak zmienne, że nie sposób – przynajmniej pod względem stylu – znaleźć dla nich wspólnego mianownika. Po raz kolejny możemy się zatem przekonać, że szufladkowanie wszelkiego rodzaju danych, choć pomocne i tak naprawdę niezbędne, naraża nas na przeoczenie elementów nie pasujących do przyjętej klasyfikacji. Podręczniki dla początkujacych historyków sztuki czy fascynatów starożytności bardzo często podają po prostu, że wazy dzielą się na czarno- i czerwono-figurowe, i ilustrują tą tezę odpowiednimi zabytkami. W ten sposób powielane są setki razy te same fotografie tych samych obiektów, a inne, których analiza wymagała przemyślenia przyjętej systematyki, w ogóle nie są wspominane. Starożytność w takiej uporządkowanej narracji jest może łatwiejsza do przyswojenia – ale też bardziej płaska i nudniejsza.

Na przykładzie korynckiego puzderka widać również, jak bardzo nasze wyobrażenia o Grekach zostały zdominowane przez Ateny. Wiadomo – antyczna Grecja to Partenon, Sokrates, Platon, Fidiasz, wazy czarne i czerwone… Tymczasem na ten świat składało się kilkaset miast, często o bardzo odrębnych tradycjach, ustrojach i kulturze, które też pochwalić się moga wybitnymi filozofami, historykami czy artystami. Ten ateno-centryzm wynika po części z natury źródeł  i do pewnego stopnia odzwierciedla historyczną rzeczywistość: Ateny były przez długi okres największą grecką potęgą, tak militarną jak i handlową, która przyciągała całe zaciągi wszelkiej maści intelektualistów. Skupianie uwagi wyłącznie na Atenach jest też jednak efektem pewnego intelktualnego lenistwa: antyczna Grecja była krainą tak różnorodną i zmienną, że ciężko jest ją ogarnąć, opisać w sposób linearny, znaleźć w niej początek i koniec. Łatwiej jest wybrać sobie jedno miasto, na temat którego zachowało się najwięcej informacji – a resztę zignorować…

J. Szamałek


Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 18

Dodaj komentarz »
  1. Dziekuje za wpis, ale musze sie z Redaktorem nie zgodzic. „Po raz kolejny możemy się zatem przekonać, że szufladkowanie wszelkiego rodzaju danych, choć pomocne i tak naprawdę niezbędne, naraża nas na przeoczenie elementów nie pasujących do przyjętej klasyfikacji. ” Pomijanie istnienia innych rodzajow waz to nie jest szufladkowanie „dostepnych danych” tylko wlasnie to – ignorowanie tego co nie pasuje do klasfikacji.

  2. Racja – powinienem był napisać „kiepskie” albo „nieprzemyślane” szufladkowanie. Dziękuję za komentarz!

  3. Alez to jasne jak slonce! Zadne odkrycie!
    Wszystko teraz jest „Made in China”! 😉

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. @ Jakub Szamalek

    Dzikuje za slowa uznania na temat krypteji. Jakos tak mi sie to skojarzylo po tej dyskusji pod „Smutasem”. Prosze nie zalowac, ze nie umiescil Pan tego w swojej ksiazce. Jeszcze z pewnoscia wiele ich Pan napisze i mam nadzieje bardziej w stylu takim, jak pisze Conn Iggulden – w swietnej tetralogii o Juliuszu Cezarze, niz w stylu, w jakim pisze Dan Brown, ktorego ksiazki niepomiernie mnie rozsmieszyly.

    @ Jakub Szamalek i M.

    Klasyfikacja greckich waz (albo: „szufladkowanie”), to ogromna dziedzina sama w sobie. Trudno zatem mowic, ze jedna metoda klasyfikacji jest lepsza od innych. Zajmujac sie tym zawodowo, albo chociazby amatorsko, lecz bardziej powaznie, nie mozna „pominac”, czy „niezauwazyc” egzemplarzy nie pasujacych do przyjetej klasyfikacji. Waz zachowalo sie co najmniej kilkadziesiat tysiecy i co roku odkrywane sa nowe, wiec nasza wiedza na ten temat stale sie powieksza. Ponadto badania nad wazami antycznymi trwaja juz od wiekow, wiec istnieje tez potezna metodologia badan i olbrzymi zasob opracowan literackich. Stad nie poruszamy sie w prozni i nawet laik, taki jak ja moze pokusic sie o analizy pyxis z Herkulesem, tylko na podstawie rzutu okiem.

    Wydaje sie prawdopodobne, ze wyszla spod reki, albo warsztatu Malarza Sama Wide. To mozna wywnioskowac i z techniki i obecnosci kropek, groszkow, czy piegow, do ktorych Malarz Sam Wide mial wielki sentyment. Herkules opiera sie na maczudze, wiec (niezaleznie od tego, ze znamy juz wiek wazy na podstawie zdobnictwa) – mozemy powiedziec od razu, ze jest to pozniejsze przedstawienie Herkulesa, gdyz jego atrybuty herosa ulegaly zmianie; najpierw przedstawiany byl jako ciezkozbrojny hoplita, potem jako scytyjski lucznik, by w koncu przybrac postac odzianego w lwia skore mysliwego z maczuga w reku. Wreszcie malarz przedstawia tu bardzo mlodego Herkulesa (stad moze wyolbrzymiona glowa, charakterystyczna dla dziecka) i jakas taka nieporadnosc tego Herkulesa. Byc moze Malarz Sam Wide chcial przedstawic owczesnego metroseksualiste, albo po prostu namalowac Herkulesa troche smiesznie. Wiadomo nam, ze szkola tego malarza byla pod silnym wplywem beockim, slynnym z humorystycznego przedstawiania figur na wazach, nie wylaczajac nawet bogow. I tak mozna te analize ciagnac dalej, bo nawet ksztalt i zdobnictwo kubka, ktory Herkules trzyma w reku tez mozemy okreslic powstanie tej wazy na okolo 440 – 430 p.n.e. W kazdym razie tak twierdzi Agnes Newhall Stillwell i Jack Leonard Benson w III czesci tomu XV; „Corinth – The Potters’ Quarter: The Pottery”, a nie mam powodu im nie wierzyc.

    Klasyfikacji zatem nie powinno sie traktowac jako „szufladkowania”, bo tylko proba uporzadkowania pewnego zbioru ogromnej liczby przedmiotow. Ta, na przyklad, mowiac „krzeslo”, bez dodania jakichs innych atrybutow okreslajacych ten mebel, to mozemy miec na mysli zarowno „tron”, jak i „krzeslo elektryczne”. A jednak, nawet przy braku precyzji opisu i tak wiemy, ze chodzi o mebel z oparciem na plecy, sluzacy do siedzenia jednej osoby.

    Wazy greckie mozemy zatem klasyfikowac wedlug wieku, miejsca ich odkrycia, prawdopodobnego miejsca wytworzenia, techniki wytworzenia, zdobnictwa, dominujacych motywow, szkoly malarstwa (ceramiki), itd., itd. Kazda z tych klasyfikacji ma swoje wady i zalety, ale zadna nie zblizy nas do jednego, okreslonego przedmiotu. Ten musimy oceniac indywidualnie.

    Pozdrawiam.

  6. @ Werbalista: dziękuję! mam nadzieję, że Pana nie zawiodę i faktycznie napiszę coś jeszcze… Na pewno nie wzoruję się na Danie Brownie, „Kod Leonarda” uważam za prześmieszny. Jest tam taka scena, w której trójka bohaterów – francuska kryptolożka, angielski geniusz i profesor harvardu – głowią się przez bita godzinę nad jakimś manuskryptem, który… jest tekstem łacińskim zapisanym w lustrzanym odbiciu. taaa.

    Dziękuję za bardzo kopmetentny opis pyxisu – Beazley byłby z Pana winny; British Museum faktycznie zaklasyfikowało tę wazę do szkoły malarza Sam Wide.

    Mam najwyraźniej jakieś problemy z przekazaniem myśli w tym wpisie. Nie atakuję klasyfikajci jako takiej – chodziło mi raczej o to, że wazy ateńskie przesłoniły nam obraz szerszej, bardziej zróżnicowanej rzeczywistości. Większość dyskusji nt. ceramiki greckiej – także tych akademicko poważnych – jest skoncentrowana na malarstwie attyckim, o innych tradycjach wspomina się szalenie rzadko. OCzywiście, istnieją wyspecjalizowane monografie – ale mało kto po nie sięga, nawet w naszym małym światku archeologów epoki klasycznej…

    Pozdrawiam,

  7. Nie napisze tu nic nowego, to wrażenie donoszą tu wszyscy zapewne. Ilekroć czytam komentarz Werbalisty tyle razy mam wrażenie obcować z kimś, przepraszam, z KIMŚ, o głębokiej (i szerokiej) wiedzy, niesłychanie zapoznanemu ze szczegółami tego, o czym pisze i czym się z nami dzieli, jednym słowem pierwszej wody FACHOWCEM. Nabieram kompleksów (nieprawda, nie nabieram, bo nie biorę tu udziału w żadnych zawodach) ale przede wszystkim cieszę się, że to co nam tu podaje do skonsumowania Gospodarz zostaje przyprawione wieloma jeszcze dodatkami i smakami przez Werbalistę. W ten sposób muzyka tego duetu wzbogaca nas jeszcze bardziej, bowiem dowiadujemy się dwa razy więcej, niż gdybyśmy poprzestawali tylko przy naszych zwykłych – jak to u komentatorów (jakich tam KOMENTATORÓW zważcie tylko jakie to określenie spełnia role w języku włoskim!) – och i ach. „Z wieku (bo nie) z urzędu” mam zaszczyt wyrazić wdzięczność Werbaliście za Jego komentarze i prosić aby nie ustawał… Pozdrawiam

  8. @ Jakub Szamałek pisze: 
    2011-08-12 o godz. 11:15

    Szanowny Autor bardzo jasno wyrazil swe mysli. Tyle, ze jakakolwiek proba klasyfikacji wpada w smiertelna pomylke opracowania “ogolnej teorii zbiorow”, pojecie czysto matematyczne. Nie uporal sie z tym Bertrand Russel, a rzeczywiste rozwiazanie pezedstawil dopiero Kurt Goedel, udowadniajac, ze nie ma rozwiazania. Nie bede sie rozwodzil, odsylam tylko do ksiazki Douglas’a Hofstadter’a “Goedel, Escher, Bach”. Na pewno zasieje wiecej zwatpienia w mozliwosci swojego intelektu niz mozemy uczynic to na tym blogu, po to, by – okrezna droga – wrocic do sokratejskej tezy: “Wiem, ze nic nie wiem”.

    Ksiazek, to Autor napewno napisze wiecej, a sam z niecierpliwoscia czekam na “Atene…” ale dostawa jakos sie opoznia. W miedzyczasie, polecam lekture prof. Harry’ego Turtledove’a – specjaliste od Bizancjum. Napisal wiele ksiazek o alternatywnej historii i wszystkie sa swietne. Raz zabral sie za starozytna Grecje – i, dla mnie, niewypal. Moze za dobrze znam te historie.

    Jesli chodzi o “Kod da Vinci” i inne ksiazki Don’a Brown’a, to mozemy sie smiac z tej mieszanki popularnych mitow i plotek, ale faktem jest, ze ksiazka sprzdala sie w, co najmniej, milionie egzemplarzy. Najbardziej bolesny dla mnie jest fakt, ze wyrwal kwiatek z naszego ogrodka, bo przeciez wszystkie teorie i mity o tajnych stowarzyszeniach, konspiracjach, dazacych do zdobycia nad swiatem wladzy wyplywaja bezposrednio z eleuzyjskich misteriow, na przedmiesciach “naszych” Aten.

    @ emes5756 pisze: 
    2011-08-12 o godz. 15:42

    Dziekuje za akolady (choc moze powinno byc – κύδος – w dzisiejszym tego slowa znaczeniu). Ciesze sie, ze moge poglebic tematy, ktore porusza Szanowny Autor, ale prosze zwrocic uwage, ze podchodzimy do tego samego tematu z bardzo roznych stron. Podczas, gdy z punktu widzenia Autora najwazniejsza jest artystyczna ekspresja na tle epoki, czyli sztuka owczesna, dla mnie jest to tylko punkt odniesienia dla antropologicznych obserwacji. Stad, majac te same zainteresowania, sluza nam dla innych celow, choc – z koniecznosci – czasem na siebie zachodza. Mam tez nadzieje, ze nie myle sie wysuwajac teze, ze wlasnie te rozne punkty widzenia czynia te dyskusje interesujaca. Dla przykladu: Szanowny Autor pisze o wazach, jako o dzielach sztuki. Dla mnie to wyrob pospolity, taki, jak dzisiaj szklanka, kubek, czy talerz. Sztuki w tym nie ma, a namalowane obrazki sluzyly tylko zachecie do kupna masowo wyrobianych przedmiotow. Najwieksze zbiory waz slyna z tego, ze nabyly swoje okazy po przekopaniu smietnikow (np. z zasypywanymi fragmentami ceramiki wyslych studni). Czyli – zero wartosci artystycznej, natomiast nieslychane bogactwo dla antropologa. Bo najsmieszniejsze, ze i w tej dziedzinie zatriumfowal darwinizm. Wazy byly bowiem bezwartosciowe. Nie oplacalo sie krasc ani rabowac glinianych skorup. Arystokracja uzywala o wiele drozszych naczyn metalowych, zapewne bogaciej zdobionych i przez lepszych artystow. Ale – jako lakomy kasek – nie przetrwalo z tego prawie nic. Skorupy zas zostaly. Dzieki temu mozemy odtworzyc zycie starozytnych Grekow, ich obyczaje, zazdrosci i fobie.

    Mam nadzieje, ze nie zanudzilem, ale umozliwilem Szanownemu emes5756 na pewien wglad w rodzaj myslenia, bedacy podstawa moich wypowiedzi.

    Pozdrawiam.

  9. Ha! Czyli wychodzi na to, ze PT Werbalista tez jest specjalista!
    Niczym jednak nie zrazony bede kontynuowal swoje dyletanckie wynurzenia.

    Stosowny cytat:
    “Szanowny Autor pisze o wazach, jako o dzielach sztuki. Dla mnie to wyrob pospolity, taki, jak dzisiaj szklanka, kubek, czy talerz. Sztuki w tym nie ma, a namalowane obrazki sluzyly tylko zachecie do kupna masowo wyrobianych przedmiotow. Najwieksze zbiory waz slyna z tego, ze nabyly swoje okazy po przekopaniu smietnikow (np. z zasypywanymi fragmentami ceramiki wyslych studni). Czyli – zero wartosci artystycznej, natomiast nieslychane bogactwo dla antropologa. Bo najsmieszniejsze, ze i w tej dziedzinie zatriumfowal darwinizm. Wazy byly bowiem bezwartosciowe.”

    Pytanie numer jeden: Czy wyrob masowy na codzienny uzytek automatycznie kwalifikuje go jako artystycznie bezwartosciowy? Nawet przy bardzo zmechanizowanej produkcji waz, to bylo rekodzielnictwo. Rzemieslnik mogl wiec byc wcale nienajgorszym artysta. Nawet przy powielaniu malunku bylo to reczne wykonczenie. Przy odrobinie talentu byly to male (arcy)dzielka.
    Nasuwa mi sie tu na mysl nasz Wloclawek. Akurat mam kilka talerzy: jeden Czamanskiego, kilka z lat czterdziestych – recznie malowanych jeszcze sprzed masowki i szablonu. Czy za lat cca dwa tysiace tez ktos je oceni jako bezwartosciowa artystycznie masowke?
    Jak wspominalem mieszkalem trzy lata w Korei i zwiedzilem sasiadujace kraje – Chiny i Japonie. W kazdym nieomal miescie jest oczywiscie muzeum herbaty. Wiele filizanek, czajniczkow i innych herbacianych przyrzadzikow po prostu zapieralo dech swoja uroda, a musialy to byc przedmioty produkowane na codzien. Byly to z cala pewnoscia przedmioty uzytku codziennego. Porcelana cesarska byla zawsze eksponowana osobno. Piekna, ale zupelnie inna od codziennej.

    Pytanie numer dwa: czy przedmiot moze z czasem nabrac wartosci artystycznej, albo ja stracic?
    Do stracencow moglbym zaliczyc Mone Lise lub Ostatnia Wieczerze. Wiem, ze to jest uproszczenie, ale….

    Pytanie numer trzy: Czy wyrob przemyslowy automatycznie musi byc artystycznie bezwartosciowy. Tu na mysli mam na przyklad Staatliches Bauhaus.

    Pytanie numer cztery: Czy smietnik (w szerszym slowa tego znaczeniu) jest automatycznie zrodlem bezwartosciowej artystycznie tandety. Niedawno doniesiono o Van Goghu odkrytym u kogos na strychu – to tylko jeden z wielu tego rodzaju przypadkow.

    No, cytujac chyba M. Czubaszek, znowu wypialem sie na krytyke 😉

  10. @ magistervetus pisze:
    2011-08-13 o godz. 16:49

    Sprostowanie: piszac o antropologii mialem na mysli moje zainteresowania, a nie specjalizacje naukowa.

    Na temat sztuki nie chce dyskutowac, bo – oczywiscie – ocena jakiegokolwiek przedmiotu w kategoriach sztuki moze zostac dokonana tylko przez odbiorce. Wszyskie inne proby stwierdzenia, czy cos jest sztuka, czy nie sa bezsensowne, bo nie istnieja zadne obiektywne wzorce, przy pomocy ktorych moglibysmy definitywnie to stwierdzic. Wazy moga byc wiec traktowane jako dziela sztuki. Piszac o tym, ze ja ich tak nie traktuje, chcialem podkreslic, ze zarowno przez tworcow, jak i kupujacych je ludzi byly uwazane za przedmioty codziennego uzytku – jedne ladniejsze, a inne brzydsze – ale nie przywiazywano do nich specjalnej wagi. Byly tez nietrwale, latwo sie kruszyly i tlukly, a ich wymiana nie nastreczala zadnego problemu.

    Pisze Pan o cmielowskiej porcelanie, ale ja jestem ciekaw, czy trzymalby Pan skorupy takiego talerza, gdyby sie (nie daj Boze) stlukl? Sam mam zestaw recznie malowanych, mlodopolskich szklanek, ktory uwazam za dzielo sztuki. Ale czy mysla tak inni? Mam powazne watpliwosci.

    Zadal Pan ciekawe pytanie, czy cos moze z czasem nabrac wartosci artystycznej lub ja stracic? Czy moze stracic, tego nie wiem, ale zaryzykowalbym stwiedzenie, ze nie. Natomiast jakis obiekt moze nabrac wartosci artystycznej. Tu mozna podac jako przyklad wlasnie Van Gogh’a, o ktorym Pan wspomnial. Van Gogh sprzedal zaledwie jeden swoj obraz (, ten:
    http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Red_vineyards.jpg&filetimestamp=20071111152646

    i nie byl uwazany za dobrego malarza. Nawet jego wlasny wujek, ktory byl marszandem w Hadze, zrezygnowal z reprezentowania Van Gogh’a. Dzis obrazy Van Gogh’a osiagaja najwieksze ceny na rynku (kilkadziesiat milionow dolarow). Jak widac opinia na ten temat sie zmienila. Innym, klasycznym i czesto cytowanym przykladem jest slynna „Fontanna” Marcela Duchamp’a. Jednym podpisem zmienil zwykly obiekt uzytkowy – pisuar – zmienil w “dzielo sztuki”. Ale nie kazdy pisuar, tylko ten wlasnie, ktorego dotknal. Bo w swoim manifescie napisal tak: “To nie ma znaczenia, czy pan Mutt (pseudonim) stworzyl fontanne wlasnymi rekoma, czy nie.On ja WYBRAL. Wzial przedmiot uzytkowy i uplasowal go w ten sposob, ze jego dotychczasowe znaczenie uzytkowe zniklo pod nowym tytulem i punktem widzenia – stworzyl nowe mysli na temat tego obiektu.”

    W ten to sposob zwykly przedmiot, nabyty w sklepie, stal sie “dzielem sztuki”. Tyle, ze sie nie stal. Oryginal, bowiem, Fontanny zniknal wkrotce po wystawie, prawdopodobnie wyrzucony na smietnik. Wszystkie obecne wersje “Fontanny” nie sa bowiem nabyte w sklepach, sprzedajacych tego rodzaju urzadzenia, sa pracowicie i dokladnie recznie robionymi kopiami.

    I z tymi myslami na temat sztuki zostawiam Szanownego Pana.

    Pozdrawiam.

  11. Niestety wypisuje sie na conajmniej trzy tygodnie.
    Zycze fajnych dyskusji.

  12. Ach, przepraszam za spóźnialstwo w odpisywaniu – musiałem w ten weekend gospodarzyć w realu raczej niż na blogu.

    Dużo się spraw nazbierało, postaram się więc szybko i sprawnie je omówić.

    * czy X to sztuka? -> zawsze można odpowiedzieć i tak, i nie – bo definicja sztuki to kwestia bardzo indywidualna i subiektywna. Nie do końca wiadomo, czy powinniśmy takiego termnu używać wobec rzeczy wyprodukowanych przez społeczeństwa przeszłości, zwłaszcza, jeśli nie wiemy, co one same o nich myślały. Ja przyjmuję bardzo szeroką i poza-estetyczną definicję sztuki: sztuka to coś, co odgrywa rolę drugorzędną wobec funckjonalności i/ lub słuzy do świadomego bądź nieświadomego przekazywania informacji. Ergo – waza sama w sobie nie jest sztuką, bo służyła do picia, ale jej kształt, dekoracja jest „sztuką”, chociaż nie warto tak naprawdę dyskutowac o tym, czy jest ona piękna czy nie; takie debaty są najcześciej ahistoryczne. Wynika też z tego, że wartość artystyczna może być przez przedmiot nabyta i utracona – wszystko zalezy bowiem od odbiorcy. Tak samo przedmiot produkowany masowo może być uznany za sztukę…

    * czy wazy są bezwartościowe? Oczywiście nie; gdyby były, nikt by nie był w stanie wyżyć z ich produkcji. Były jednak dużo tańsze, niż się powszechnie uważa, i nie tratkowana ich jako dzieł sztuki, które trzeba trzymać w gablocie za szybką. Warot jednak zauważyć, że trudno mówić o wartości „przeciętnej” wazy: szybko i niedbale robione tzw. lekyty Haimona były tanie jak barszcz
    (np. http://lkws1.rdg.ac.uk/ure/pixdir/2003.13/xlarge/2003.13.0008.jpg )
    ale już wielkie, złocone wazy apulijskie musiały być kosztowne
    (np. http://nautarch.tamu.edu/class/353/Apulian%20krater.jpg )

    Na marginesie: tak, w starożytności zachowywano czasem wazy potłuczone. Czasami je naprawiano prz uzyciu drucików, czasam używano pomimo tego, że utrącił im się uchwyt albo ułamała krawędz (można było wazę wówczas upiłować, żeby ładniej wyglądała). Czasem zachowywano też same skorupy i chowano je do grobów.

    * sztuka i antropologia. Tu chciałbym zaprotestować; i ja patrzę na sztukę przez pryzmat antropologii, choć nie tylko i nie zawsze…

    Pozdrawiam!

  13. @ Jakub Szamałek pisze:
    2011-08-15 o godz. 11:24

    Calkowicie sie zgadzam z Szanownym Autorem. Nasze roznice zdan wynikaja z generalizacji i – niekiedy – przerysowan, spowodowanych koniecznoscia zastosowania skrotow myslowych. „Bezwartosciowe” mialo znaczyc: „bez wartosci do wtornej sprzedazy”. Tak jak biurko z Ikei z pewnoscia ma wartosc dla kupujacego, ale odsprzedac go juz raczej nie mozna, albo tylko za takie grosze, ze nie warto inwestowac czasu na znalezienie chetnego. Biurko Ludwika XV, albo nawet wspolczesne, wykonane na zamowienie – bedzie juz taka wartosc mialo. Tyle, ze takich unikalnych przedmiotow bedzie malo i beda wyjatkami od reguly.

    To, ze Szanowny Autor spoglada na sztuke okiem antropologa, w to nie watpie, bo nie da sie nieraz inaczej.

    Zmieniajac nieco temat, chcialbym wszystkim P.T. Panstwu zwrocic uwage na ostatnie dwa wpisy mistrza Piotra Adamczewskiego na swoim blogu. Opisuja bowiem kuchenny eksperyment historyczny, a mianowicie probe odtworzenia dan serwowanych na „czwartkowych obiadach”, wydawanych przez krola Stasia, a przygotowywanych przez slynnego kucharza – Pawla Tremo. Swietna lektura, nauka dla opsofagow, no i – opis autentycznego historycznego eksperymentu. Milej lektury.

    Pozdrawiam.

    Pozdrawiam.

  14. O tym, jak bardzo Ateny stały się synonimem Grecji świadczy pytanie, które zadano uczniom na pierwszym w naszym szkolnictwie teście gimnazjalnym:
    Jaki ustrój panował w starożytnej Grecji?
    Aby dostać punkt należało zaznaczyć „demokracja”.

  15. @m.t.:
    he,he…

  16. A czy owo pudełeczko (pyxis) nie jest wykonane z czerwonej (po wypale) gliny, pokrytej angobą. Ze zdjęcia ciężko jest jednoznacznie odczytać, ale takie było moje pierwsze skojarzenie. Pozdrawiam:)

  17. @ monikaadams: witam serdecznie na blogu, i przepraszam serdecznie za późną odpowiedź. Mi się wydaje, że ten jasno-czerwony kolor to jednak naturalny odcień korynckiej gliny – ale mogę się mylić. Jak będę miał wolną chwilę – obawiam się, że nie w nabliższej przyszłości, mam roboty po uszy – postaram się dotrzeć do dokumentacji tej wazy i sprawdzić. Pozdrawiam!

  18. Ależ ten młodzieniec wcale nie musi być Heraklesem. To może być Hylas, jego ulubieniec, który utonął w źródle (lub w studni), gdy czerpał wodę podczas wyprawy argonautów. Według innej wersji to nimfy wodne tak się nim zachwyciły, że wciągnęły go pod wodę.

  19. Witam serdecznie na blogu! Faktycznie, to by tłumaczyło, czemu ów młodzieniec tak niechętnie podchodzi do studni… Chociaż z drugiej strony nie kojarzę żadnych przedstawień Hylasa z maczugą, w ogóle wydaje mi się, że z czasów Grecji klasycznej rzadko kiedy go przedstawiano. Ale trop bardzo ciekawy, dziękuję!

Dodaj komentarz

Pola oznaczone gwiazdką * są wymagane.

*

 
css.php