Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Sztuka antyku - Starożytność jakiej nie znacie Sztuka antyku - Starożytność jakiej nie znacie Sztuka antyku - Starożytność jakiej nie znacie

19.07.2011
wtorek

Ruin życie po życiu

19 lipca 2011, wtorek,

Przeczytałem ostatnio, że we wrześniu w Londynie ma stanąć pomnik zrobiony z pozostałości po wieżowcach nowojorskiego World Trace Center, obróconych w perzynę w trakcie ataków terrorystycznych 9/11. Rzeźba ta zostanie wykonana z podłużnych elementów stalowych o długości 8.5 metrów o pogiętych, wykrzywionych końcach, które przywodzą na myśl dymiące ruiny bliźniaczych drapaczy chmur, w których straciło życie blisko 3,000 osób.

Warto się zastanowić, czemu londyńska rzeźba ma powstać z pozosotałości po zniszczonych wieżowcach. Z ekonomicznego punktu widzenia nie ma to najmniejszego sensu – najpierw trzeba było te resztki wygrzebać z ruin, oczyścić, zapakować i przetransportować na druga stronę Atlantyku. Dużo łatwiej byłoby przecież kupić parę ton stali z jakiejś londyńskiej huty…

Chodzi oczywiście o wydźwięk symboliczny. Wiedząc, że mamy przed sobą kawałki pochodzące z wieżowców WTC, będziemy odnosić wrażenie, że jesteśmy niejako bliżej miejsca tragedii i jego ofiar. Ponadto ustawione pionowo, rosnące jakby ku górze stalowe listwy podkreślają, że zamachowcy nie osiągnęli swojego celu, nie zniszczyli Ameryki; Manhattan nadal jest centrum kulturalnym i ekonomicznym cywilizacji zachodu. Krótko mówiąc, londyńska rzeźba będzie przekazywać dwie wiadomości: po pierwsze, pamiętamy, a po drugie – nie daliśmy się pokonać, takiego wała, terroryści!

***

W 480 r. p.n.e. Ateny znalazły się o wiele bliżej kompletnej destrukcji, niż Nowy Jork blisko 2,500 lat później. We wrześniu tego roku wojska perskie po wodzą Kserksesa, pokonawszy Spartan pod Termopilami, wkroczyły do Attyki. Temistokles, najbardziej wpływowy wówczas polityk ateński, zdawał sobie sprawę, że jego miasto nie ma szans na zwycięstwo w otwartym polu. Za jego radą Ateny zostały więc porzucone, a wszyscy prawie ich mieszkańcy przenieśli się na położoną nieopodal wyspę, Salaminę.

Persowie zdobyli zatem Ateny bez większego oporu – i wzięli się za niszczenie Akropolu. To, co dało się spalić, obrócono w pył ogniem; liczne rzeźby pogruchutano, a bliska ukończenia monumentalna świątynia, znana dziś jako Pre-Partenon, została rozebrana na kawałki. Kiedy w XIX wieku rozpoczęto na Akropolu systematyczne wykopaliska, pod warstwami epoki klasycznej nadal zalegał gruby pokład popiołu, dokumentujący te dramatyczne wydarzenia.

Wojna nie zakończyła się jednak po myśli perskiego Króla Królów – jego wojska zostały pokonane w bitwie morskiej pod Salaminą, a niedługo potem na lądzie, pod Platejami; Kserkses musiał zarządzić odwrót. Ateńczycy wrócili do swego miasta i rozpoczęli długotrwały proces odbudowy Akropolu.

Źródło: Wikimedia; fot. John Corelis

Tak zwanego „Pre-Partenonu” nigdy nie ukończono; wiele lat później na jego miejscu stanął słynny Partenon. Fragmenty tej starszej świątyni można jednak nadal oglądać: zostały one wkomponowane w północny mur Akropolu (patrz powyżej). Najlepiej widoczne są bębny kolumn, które Ateńczycy ustawili w równym, podwójnym rzędzie. Taki zabieg był niewątpliwie motywowany czynnikami czysto utylitarnymi – kamień jest drogi, więc warto było go „recyklingować” – ale jest więcej niż prawdopodobne, że chodziło tu o coś więcej – o symboliczny przekaz. Podobnie jak w wypadku rzeźby 9/11, która we wrześniu tego roku stanie w Londynie, Ateńczycy chcieli powiedzieć dwie rzeczy: pamiętamy o czynach Persów i nie daliśmy się im pokonać; na pozostawionych przez nich ruinach zbudowaliśmy światynie, których zazdrości nam cały świat.

J. Szamałek


 

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 45

Dodaj komentarz »
  1. Witam!
    Pozwolę sobie rozpocząć dyskusję bo problem ten zajmuje mnie od wielu lat. Chodzi o przestrzeń między symbolem, wspomnieniem i sentymentalnym kiczem (złośliwie mówiąc). Akropol to idealny przykład symbolu niereligijnego w historii, chyba dość rzadki. Przykład wspomnienia mam inny: Istnieją w USA i Szwajcarii firmy, do których można przesłać urnę z popiołami zmarłych. Tam sublimuje się węgiel i wykonuje z niego diament, który można nosić na szyi czy w pierścionku. To warte szacunku wspomnienie ale ma wartość symboliczną niewielką. Ważne, że nikomu obcemu się tego symbolu nie narzuca i nie uważam tego za kicz. Kiedy zniknie pamięć zostanie biżuteria.
    Natomiast ów pomnik w Londynie to dla mnie sentymentalizm. Usilna symbolika dla 98% ludzi bez znaczenia. Podobnie mam zawsze mieszane uczucia na widok tablicy: To nocował Napoleon albo JP2. Myślę, że ocena takich zjawisk zależy od stosunku do własnej osoby. Czy ma to znaczenie dla ludzi, którzy nie brali w tym udziału?

    Dodatkowy przykład „historyczny”: W Stuttgarcie konserwator zażądał uznania jako zabytek betonowego muru z lat 50-tych bo w betonie widoczne są ślady desek z oszalowania, co ma dawać świadectwo metodom budownictwa tamtych lat. Jak widać różne są wartości symboliczne. Dlaczego pomnik w Londynie miałby mieć większą wartość symboliczną?

  2. Witam,

    Oj – przede wszystkim nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że Akropol nie jest symbolem religjnym. Dla nas może faktycznie, ale dla Grekow? Przeciez tam sie az roi od swiatyni i rzeb bogow, odbywaly sie tam religijne rytualy, pokazywnao tam kamien, gdzie Posejdon wbil swoj trojzab, itd.

    Z symbolami jest ten problem, ze same w sobie nie maja one znaczenia; znaczenie nadają im ludzie, którzy z nimi obcuja. Można próbować narzucać różne interpretacje, ale jeśli nie znajdą one zrozumienia – perzpadną, zostaną kolektywnie przekreślone.

    Dla przykładu – słynny już świebodziński Jezus miał być symbolem religijności, wiary, stałości polskiej katolickości. Wydaje mi się jednak, że większość Polakow interpretuje go jednak inaczej, jako zbędną ekstrawagncją, pychę, objaw jakiegoś kompleksu i obaw.

    W Londynie akurat pomnik 9/11 ma, moim zdaniem przynajmniej, sens. Anglicy identyfikowali się z traumą Amerykanów, sami zostali zaatakowani w trakcie zamachów 7/7. Dla nich te połamane belki będą chyba faktycznie symbolem walki z terroryzmem. Gdyby jednak ustawiono je w Polsce, taka oficjalna wykładnia pewnie by się nie przyjęła i stalowe belki stałyby się znane jako Drapaczka, Drut albo Skup Złomu.

    Pozdrawiam!

  3. Witam!
    To nieporozumienie: Symbolem niereligijnym, bo odbudowy, są tylko bazy kolumn, o których Pan pisze. Wydaje się, że jest to chyba najlepsze możliwe połączenie symbolu z materią. Do głowy mi nie przyszło, że moje uwagi mogą być tak mylące. Na przyszłość się poprawię.

    Co do Londynu, ma Pan rację. Anglicy inaczej to widzą, nawet miałam to wziąć pod uwagę, ale mi umknęło. Chodzi jednak bardziej o ogólną wartość symboliczną tych belek. (Tak szczerze to pisząc wyobrażałam sobie, jak mogą to oceniać Chińczycy.) Co traktuję jako odskocznię do dalszych uwag. Zgoda?

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Szanowny Autor, jak i pani Vera przywodza na mysl bardzo ciekawe skojarzenia. Na temat projektu pomnika w Londynie nie bede sie wypowiadal ale nie moglem sie oprzec mysli, ze caly zamach w Nowym Jorku mial jednak bardzo wyrazne podobienstwo do Kserksesa. Czyz Kserkses nie byl dalszym synem Dariusza, w sumie bez szans, by zasiasc na tronie. Zostal jednak wladca Persji, ale z racji matki – corki Cyrusa Wielkiego. Podobnie, jak architekt zamachu w Nowym Jorku, Kserkses byl bardzo ekscentrycznym wladca. Odmowil przyjecia tylulu krola Babilonu, przyjmujac natomiast tytul wladcy Persji, krola krolow i – pierwszego w historii – szachinszacha ( maslo maslane, ale trudno). Zaslynal tez (wg. Herodota), jako wladca, ktory nakazal wychlostac zelaznymi lancuchami ciesnine Helespontu, bo nie udala mu sie przeprawa na ziemie greckie. Idea chlostania ciesniny miala akurat taki sam skutek, jak zamach Nowym Jorku – wiec zaden.

    Kserkses odszedl tez w niezwykly sposob, zamordowany przez dowodce przybocznej gwardii. Co samo w sobie nie jest niespotykane, ale Arystoteles twierdzi, ze Artabanus (dowodca gwardii) najpierw o morderstwo oskarzyl syna Kserksesa – Dariusza, a dopiero potem zabil Kserksesa. Sprawozdania na temat smierci Kserksesa sa sprzeczne, wiec trudno wyciagnac jednoznaczne wnioski.

    Jedno, co mozna stwierdzic, ze cierpial na gigantomanie. Niezbyt utalentowany dowodca, zwyciestwa osiagal ogromnym kosztem utraty zolnierzy. Natomiast budowal na montumentalna skale.

    Pomysl pomnika w Londynie jest troche dziwny, bo Amerykanie nie stawiaja pomnikow. Te, ktore sa, mozna policzyc na palcach.

    Odpowiadajac pani Verze – Chinczycy maja swoj Partenon. A wyglada tak:

    http://arts.cultural-china.com/en/85Arts8647.html

    Pozdrawiam.

  6. @ Vera: myślę, że te bębny kolumn miały jednak również znaczenie religijne – były to przecież kawałki światyni. Niech sobie Pani wyobrazi mur zrobiony z kawałków kościoła mariackiego albo warszawskiej świątyni opatrzności bożej – ciężko byłoby uciec od skojarzeń religijnych. Chociaz faktycznie, dla kogos nieznajcego historii i archeologii Grecji ten wydzwiek moze byc niewidoczny.

    Jeśli chodzi o symbolizm belek – do mnie one akurat przemawiają, ale to chyba kwestia gustu.

    @ Werbalista: porównanie Kserksesa do ben Ladena wydaje mi się jednak dość karkołomne:)

  7. @Werbalista
    Ogólne: Czy istnieje możliwość napisania czegokolwiek na jakikolwiek temat i kiedykolwiek, żeby ci ktoś nie udowadniał, że nie masz racji? Na innych polskich forach zaczynają przy tym od oceny twojej osoby: idiotka to najbardziej delikatne.
    A tak szczerze to na mnie robi wrażenie ten symbol ze Stuttgartu a nie Chińczycy. Ci jak na razie nawet autostrad nie budują.

    Z przyjemnością i bez oceny czytam historię Xserksesa. Dobrze sobie przypomnieć i poszerzyć to, co się słyszało i czytało w kawałkach.
    Dziękuję i pozdrawiam

  8. Jakub Szamałek pisze 2011-07-19 o godz. 17:57

    Szanowny Autor ma oczywiscie racje – porownanie jest karkolomne, choc moglbym przytoczyc wiele zbliznosci i zbiegow okolicznosci, wskazujacych na podobienstwo, ale – jasne – ze wybrane przeze mnie, wskazywalyby tylko na moja probe udowodnienia swojego pogladu.

    Vera pisze 2011-07-19 o godz. 18:15

    Adresowane do mnie, wiec odpowiadam. Szanowna Pani Vero, nie mam zamiaru Pani oceniac. To glos w dyskusji, ja kazdy inny. Prosze to przyjac w ten sposob. Z ciekawosci, czytajac historie Kserksesa, to czyta Pani Herodota, czy Arystotelesa?

    Pozdrawiam serdecznie.

  9. Offtopic: moją książkę można wygrać w konkursie serwisu Lubimy Czytać – trzeba napisać krótki esej o starożytnej Grecji. Jestem przekonany, że Szanowni Komentatorzy mogliby się uplasować wysoko:)

    http://lubimyczytac.pl/dyskusja/38/1742/teraz-trwa-wojny-antycznej-grecji—kiedy-atena-odwraca-wzrok

  10. @gospodarz:
    niestety, nie mieszkam w polsce(jeden z warunkow konkursu),
    ale mam nadzieje, ze kiedys pana ksiazke dorwe…
    p.s.
    nie zapomnijmy jednak, ze kserkses u siebie w domu (persopolis) budowal i to z rozmachem…

  11. Proszę się tak łatwo nie poddawać:) Wszystko zależy od tego, gdzie Pan mieszka; książkę można zamówić choćby w Niemczech i Australii.

  12. Czy Amerykanie nie stawiają (stawiają mało) pomników?

    Nie byłem w USA, ale z tego co wiem, to są miejsca gzie monumentów jest sporo, np. dystrykt stołeczny, albo akdemia West Point.

  13. Bardzo mi sie podoba projekt pomnika amerykanskiej rzezbirki Miyi Ando,ktory ma stanac w moim miescie. Te zardzewiale po latach elementy konstrukcji wiez WTC maja byc oczyszczone i wypolerowane, choc niektore czesci zostana takimi, jakie je znalazla w hangarze lotniska JFK. Maja odbijac swiatlo, chmury, gwiazdy,codzienne zycie otoczenia i jak manadzieje Miya Ando,symbolizowac pokoj.
    Bardzo to jest anglikanskie z ducha – nie szokowac, nie przerazac, ale oswoic, otoczyc Zlo sanitarnym
    kordonem, stworzyc nowa wartosc, a jednoczesnie nie dac zapomniec z czego sie wszystko zaczelo. Pewnie nie wszystkim sie to bedze podobalo, my w Londynie sporo rzmawiamy o naszych pomnikach, ale moja wyobraznie tojuz rozpala.

  14. trade!

  15. @ Helena: Witam Panią serdecznie na blogu. Też uważam, że projekt londyńskiej rzeźby jest niczego sobie; wolę takie wieloznaczne pomniki od tych jednoznacznych, narzucających jedną interpretację, które stawia się w Polsce.

    @ azyata: miałem podobne myśli. Nie byłem nigdy w stanach, więc ciężko mi się było ustosunkować do tej refleksji szacownego Werbalisty. Jeśli czyta nas ktoś, kto mieszka/ był za Wielką Wodą, proszę się podzielić wiedzą!

  16. @ azyata pisze 2011-07-22 o godz. 20:50

    Ciekawe pytanie. I azyata ma racje. W j. angielskim nawet nie ma dokladnego odpowiednika slowa „pomnik”. Po polsku „pomnik” to rzezba upamietniajaca osobe, lub wydarzenie; pojecie ze zrodloslowemo oznaczajacym „upamietnienie”. Najblizszy odpowiednik, po angielsku to: „monument”, ze zrodloslowem „monumentalny”, co oznacza „cos o niespotykanej wielkosci, choc siegajac do lacinskich korzeni; „monere” oznacza rowniez „upamietnienie” lub „ostrzezenie”. Ale na ogol nie uzywa sie tego slowa w tym sensie, jak w jezyku polskim.

    Podajac, jako przyklad – prezydenta Abrahama Lincolna, to istnieje na przyklad malo znany „Lincoln Monument” (czyli „pomnik” w polskim tego slowa sensie) w Dixon, Illinois (stanie, z ktorego pochodzil), tu:

    http://en.wikipedia.org/wiki/File:Lincoln_monument_dixon.jpg

    ale malo kto o tym na ogol wie. Natomiast niemal wszyscy znaja monumentalna (sic!) rzezbe twarzy Lincolna na Mount Rushmore, tu:

    http://en.wikipedia.org/wiki/File:Dean_Franklin_-_06.04.03_Mount_Rushmore_Monument_(by-sa)-3_new.jpg

    czy, „Lincoln Memorial” w Washington, DC, w ktorym umiejscowiono jego posag, tu:

    http://en.wikipedia.org/wiki/File:Lincoln_Memorial.jpg

    W kazdym razie, w Ameryce nie ma tego typu pomnikomanii, jaka jest w Polsce. Po pierwsze „Stany Zjednoczone” sa roznorodne, zbudowane jako zlepek roznorodnych religii i kultur. W dodatku sa odlegle od siebie w czasie (np. Hawaje sa ostatnim stanem, przyjetym dopiero w 1959r.). Trudno zatem mowic o wspolnej historii. Pomniki typu religijnego (JPII) w Ameryce nie moga powstac na zadnym terenie nalezacym do jakiejkolwiek jednostki administracyjnej panstwa – wynika to z Konstytucji, ustanowiajacej rozdzial panstwa i kosciola.

    Rozwiazaniem posrednim sa pomniki stawiane zbiorowo, np. weteranom wojny, badz poleglym, badz tez sluzacym obecnie zolnierzom, policjantom i strazakom – jako tym, ktorzy szczegolnie poswiecaja sie dla dobra spolecznego. Poza tym stawia sie rowniez pomniki lokalnym bohaterom, ale sa one niewielkie i przyciagaja wiekszej uwagi turystow, bo upamietniaja poswiecenia i bohaterstwo ludzi, ktorzy nie sa szerzej znani – vide „Lincoln Monument” w Dixon, IL – za udzial w wojnie z Indianami w 1832r., a wcale nie za to, ze byl prezydentem. Zreszto czekal na ten pomnik prawie 100 lat.

    Innym sposobem upamietniania przeszlosci jest nadawanie nazw geograficznych miejscom i powiatom (kiedys), a obecnie – oznaczanie budynkow panstwowyw nazwiskami osob szczegolnie zasluzonych w tej dziedzinie. Co ciekawe, z niewielkimi wyjatkami szkoly panstwowe sa oznaczone tylko polozeniem geograficznym (oczywiscie poza numerem i okregiem, dal celow administracyjnych), a nie maja patronow.

    Wszystko to wynika z faktu roznorodnosci historycznej, geograficznej, rasowej, kulturowej i religijnej. W takiej mieszance trudno znalezc jednostki, ktorym bezsprzecznie mozna wystawic byloby pomnik. Nawet w Luizjanie trudno by bylo postawic pomnik bohaterom wojny niepodleglosciowej, skoro byla wtedy bezdyskusyjnie wlasnoscia Francji.

    Pozdrawiam.

  17. @Pan Szamałek
    Nie jestem zainteresowana wygraniem Pana książki. Byłam w Empiku: Był jeden egzemplarz ale sprzedany i więcej nie będzie. Na stronie EMPIKu znikła. W sklepie Lideria.pl, gdzie kupuję książki pusto. Merlin ma datę dostawy 7 dni, ale ja aktualnie nie jestem w Polsce.
    I tak sobie myślę, gdyby Pan napisał książkę pismem klinowym i wykuł na kamiennych tablicach, zajechalibyśmy ciężarówką i mieli wartość trwałą. Podobnie można by też kreteńskim pismem linearnym A na papirusie. Byłoby trochę zajęcia z czytaniem. By wydać ją pismem Majów należałoby wybudować najpierw piramidę a to chyba za długo trwa.
    Dlatego przypomniała mi się ta amerykańska nastolatka, która swoje romanse wydaje na Amazonie i została milionerką, czego i Panu życzę. Może by tak spróbować podać swoje konto i cenę w erło lub pozłacanych. Wyślę na konto a Pan mi mailem Epub czy docx.

  18. @ Werbalista: jak zawsze – bardzo ciekawy komentarz! Ustosnukuje sie niebawem; na razie jestem na konferencji i za 5 minut musze uciekac od komputera.

    @ Vera: niestety, dostaje sygnaly, ze z dystrybucja ksiazki jest na razie cienko, zwlaszcza w duzych ksiegarniach sieciowych. Wydawca mowi, ze powinno sie to niedlugo zmienic… Oby. E-bookow niestety kolportowac nie moge, pozostaje mi wiec polecic Pani jakis inny sklep internetowy, ktorych liste mozna znalezc na mojej stronie http://www.jakubszamalek.pl w dziale @Linki@, u dolu strony.

    Pozdrawiam!

  19. P.S. Znalazłam Pana książkę w sklepie wydawnictwa MUZA. Myślę, że to rozwiąże sprawę. Ale reszta tematu bez zmian.
    Na okładce książki jest napis „_Własne”. Wyglądało, że Pan sam ją wydał.

  20. Ciesze sie – i zycze milej lektury. Ksiazki jeszcze nie widzialem, o napisie „Wlasne” slysze po raz pierwszy…

  21. @Werbalista, @Pan Szamałek
    Od wczoraj myślę o tej pomnikomanii. Tyle, że w aspekcie polskiego cmentarza. Jak to jest, że prawie każdy Polak uznaje za punkt honoru zostawić po sobie pomnik. Jeśli nie w życiu to na cmentarzu. Pomniki grobowe kosztują więcej niż domy a złodzieje marmuru przenoszą płyty z jednej kwatery na drugą. A wszystko na bombastycznie i uniośle.
    Podobne groby widziałam na Sycylii ale tam nie chowa się ludzi w ziemi i jest to chyba konieczne. Tymczasem w wielu krajach na świecie groby likwiduje się radykalnie po 20 latach. Dłuższy czas przysługuje tylko osobom o znaczeniu publicznym. Dwa dni temu zlikwidowano grób Rudolfa Hessa, zastępcy Hitlera.
    Inaczej bo na wesoło widzą sprawę Meksykanie. Tym niemniej – to Pan Szamałek – ciekawe jak to wygląda historycznie i czy stosunek do człowieka po śmierci wiąże się ze stosunkami społecznymi, pomijając aspekt majątkowy. Natomiast bardziej ogólnie – jak to jest, że niektóre społeczeństwa bardziej szanują umarłych niż żywych i co to o nich mówi?

  22. @ Werbalista:

    bardzo ciekawie pisze Pan o słowach, których używamy do opisywania rzeźb mających funkcje publiczne, i ich źródłach.

    Mam jednak pewne wątpliwości co do analizy dotyczącej absencji „pomnikomanii” w Stanach. Zgoda, pomników religijnych nie można stawiać na terenie obiektów rządowych (jakież mądre rozwiązanie…) – ale można by przecież wznosić je w samych świątyniach bądź ich okolicy, tak jak legiony mniej lub bardziej udanych papieży, którzy wyrastają jak grzyby po deszczu przy polskich kościołach. W tej różnicy widziałbym raczej mniejsze wpływy katolicyzmu w Stanach, a co za tym idzie kultu świętych, następców św. Piotra, itd.

    Ciekawi mnie też, czemu Amerykanie nie wznoszą pomników osób świeckich? Pisze Pan, że wynika to z krótkiej historii. Mozna by jednak na podstawie tej obserwacji wyprowadzić zupełnie inny wniosek – czy naród, który ma tak mało własnych symboli, nie powinien właśnie chcieć ich tworzyć i promować? To by tłumaczyło, czemu Ameryaknie mają taką obsesję nt. swojej flagi, hymnu, itd; z jakiegoś powodu jednak nie wyrażają tych kolektywnych emocji poprzez pomniki. Wszystko to jest bardzo ciekawe, ale jako, że ameryaknistą nie jestem – zamilknę.

    @ Vera: Ja jestem cynikiem; wydaje mi się, że to, jakie kto wznosi pomniki nie jest motywowane wiarą, a chęcią wyrażenia swojego statusu. Im większy nagrobek, lepszy kamień, więcej złoceń – tym ważniejsza musi być pochowana pod nim osoba, tym bogatsza musi być jego rodzina. Innymi słowy, jest to kolejna forma „szpanu”, jak zdjęcie z samochodem SUV na „naszej klasie”.

  23. @ Vera & @ Jakub Szamalek

    Przepraszam, ze wrzucam Panstwa do jednego worka, ale wypowiedziach Panstwa poruszono rozne kwestie, na ktore chcialbym wspolenie odpowiedziec, zaczynajac od pytania Pani Very. Spoleczenstwa, ktore stawiaja pomniki na cmentarzach i “bardziej szanuja umarlych niz zywych” – mozemy okreslic jako zamozne (niestety, aspekt majatkowy), stabilne, a przede wszystkim – osiadle. Nomadzi bowiem nie stawiaja pomnikow, ot – najwyzej jakis kurhanik dla co wybitniejszego wodza. Ale normalnie – nie. Wszystkie te przymiotniki dosc dobrze okreslaja spoleczenstwo panstw europejskich, natomiast prawie w ogole nie maja odniesienia do USA. W Polsce, a i w innych krajach europejskich w dalszym ciagu kroluje ta zasiedzialosc. W USA byla tylko do pewnego stopnia, ograniczona do wschodniego wybrzeza (zamozne mieszczanstwo) oraz rolnikow i hodowcow na pozostalej czesci kontynentu. Wielka Depresja oraz pozniejsze radykalne uprzemyslowienie zakonczyly i te nikle przywiazanie do jednego miejsca, spowodowaly wielkie wedrowki ludow, ktore trwaja w Ameryce do dzis, tyle, ze – indywidualne, a nie masowe. Fakty jednak sa takie, ze tylko okolo jeden procent ludnosci utrzymuje sie z rolnictwa, a przecietny Amerykanin przenosi sie co najmniej raz na siedem lat. A przeprowadzki, to nie na druga strone ulicy, ale na ogol poprzez caly kontynent. Sam mam znajomych, mieszkajacych w Nowym Meksyku, a ich corki – jedna w Kalifornii, a druga w Nowym Jorku. Warunki zatem nie sklaniaja ludzi do budowania pomnikow cmentarnych, ktore mozna bedzie odwiedzic – moze raz na kilka, lub nawet kilkanascie lat. Wrecz przeciwnie, powoli zanika dotychczasowa tradycja pogrzebu. Zarowno ci, ktorzy odchodza, jak i ci, ktorzy pozostaja po nich wybieraja kremacje. Powstaja zatem calkiem nowe budowle cmentarne, wielkie mauzolea, sale w ktorych scianach miesci sie tysiace nisz z wmurowanymi prochami. Upamietnia je jedynie skromna tabliczka. Niektorzy natomiast wola trzymac prochy swoich bliskich pod reka, albo rozsypac je w ulubionym przez zmarlego miejscu.

    Natomiast stare amerykanskie cmentarze, coz to za przyjemnosc moc sie przespacerowac alejkami, podziwiajac ich architektoniczna koncepcje, roslinosc i niezwykle pomniki z czasow wcale nieodleglych. Ale te glownie sa juz zamkniete dla nowych pochowkow i traktowane jako zabytki.

    Byc moze kiedys wiecej o tym napisze.

    Jesli chodzi o pomnikomanie w miejscach publicznych, to podtrzymuje swoje zdanie. Pomniki sa, nawet nietrudno je spotkac, ale poswiecone albo generalnie poleglym i zasluzonym (czytaj: symboliczne), albo tez poswiecone lokalnym bohaterom. Na wiecej trudno sie zgodzic. Moznaby bez konca cytowac przyklady, dlaczego Polnoc w dalszym ciagu nie zgadza sie z Poludniem, dlaczego sa rozne punkty widzenia na temat wojen indianskich, wojny z Meksykiem (i zajecia terytorium Meksyku), dlaczego Afroamerykanie i Iberoamerykanie maja problemy ze zrozumieniem Eskimosow, czy mieszkancow wysp hawajskich. Faktem jednak jest, ze trudno zgodzic sie na wspolnych bohaterow, zaslugujacych na pomnik – i stad cale to zamieszanie, jesli chodzi o pomniki. Na marginesie tylko warto wspomniec o ostatnim zamieszaniu dotyczacym Stefana Bandery, czy tez “Ognia” – dla jednych byli to bandyci, dla innych bohaterowie. Daleko wiec nie trzeba szukac.

    Natomiast bezspornym faktem jest to, ze Amerykanie sa bardzo patriotyczni i, ze flaga i hymn zawsze sa nalezycie honorowane przez wszystkich. To sa symbole, ktore nie maja zadnych konotacji rasowych, etnicznych, religijnych, czy nawet kulturowych. Te symbole sa dla wszystkich bez wyjatku.

    Oczywiscie, moga byc tez jakies inne wyjasnienia, o ktore nalezaloby zapytac antropologa; wedlug mnie jednak, te sa najbardziej logiczne.

    Pozdrawiam.

  24. @Werbalista
    Bardzo ładne i rozsądne wyjaśnienie od strony dla mnie nowej. Tym niemniej świat nie kończy się na USA. Pogrzeby 2 z kremacją sama już organizowałam i dla siebie nawet tylko taki widzę.
    Dla Europejki znacznie ciekawsze jest meksykańskie podejście do pomników i cmentarzy. Wrażenie robią te wielkie uczty ze zmarłymi.

    Natomiast Polska wydaje się być szczególna nawet w Europie bo graniczy z histerią i w pomnikach i cmentarzach. Od paru lat nie chodzę 1 listopada na cmentarz. Nie mogę. I wiążę to to właśnie z pomnikami. W sumie chodzi o obraz narodu w tym zawarty.
    Pana wyjaśnienie osiadłością europejczyków jest rozsądne ale w polskim przypadku chyba niewystarczające.

  25. @ Werbalista: dziekuje za bardzo ciekawy esej nt. amerykanskich zwyczajow – zdecydowanie powinien Pan rozwinac te watki; czyta mi sie Pana duzo lepiej, niz reportaze Wankowicza:)

    Mam jedna tylko uwage: ludy nomadyczne wznosza czasem rzezby, czego dobrym przykladem moga byc chocby tzw. „skifskie baby”, ktorych ponad 180 odkryto w poludniowej Rosji i Ukrainie, albo „jelenie skaly” Centralnej Azji. Nomadzi, mimo, ze ciaglym ruchu, czesto wracaja w te same miejsca, totez – ujmujac kulture jezykiem utilitarnym – im tez „oplacalo sie” wznosic rzezby.

  26. @ Vera

    Ma Pani racje, ze takie wytlumaczenie nie jest wystarczajace jesli chodzi o polskie zwyczaje. Pisalem onegdaj o barokowych polskich pogrzebach, ale jakos nie moge mojego wpisu znalezc. Byc moze jest to zatem kontynuacja tradycji takiego wlasnie splendoru i pompy. Ale chyba przyczyna tkwi gdzies glebiej.

    Meksyk, jak Pani pisze, tez ma bardzo ciekawe zwyczaje, szczegolnie jesli chodzi o stosunek do smierci oraz obrzadki swieta zmarlych. O ile sie nie myle, to rowniez dosc wyjatkowe w Ameryce Lacinskiej. Nie wiem, czy Pani slyszala, ale ostatnio furore robi nowa swieta (niesankcjonowana przez kosciol katolicki) – Santa Muerte. Mialem okazje tlumaczyc artykul National Geographic na ten temat. Moze Pania zainteresuje:

    http://www.3quarksdaily.com/3quarksdaily/2010/04/la-santa-muerte-holy-death.html

    @ Jakub Szamalek

    Moja kolej sie rumienic? Lepiej od Wankowicza? Widze przed Panem wszystkie mozliwe zaszczyty na polu nauki. Dziekuje za uznanie.

    Odnosnie nomadow, to nie twierdzilem, ze zadnych miejsc nie upamietniaja umownymi „pomnikami”, tylko, ze nie upamietniaja swoich zmarlych i – nazwijmy to – bohaterow. Przeciwnie, nomadzi, poruszajac sie prawie jak wedrowne ptaki wedlug scisle wyznaczonego planu wedrowek, maja swoje miejsca (niektore przez nich symbolicznie oznakowane), znane jako „swiete”. Co chcialem wyrazic to fakt, ze miejsca te sa tez bardziej symboliczne, niz poswiecone jakiemus bohaterowi, czy wydarzeniu. To nasunelo mi te amerykanska analogie. Owszem, szanuje sie symbole, ale maja one wymiar ogolniejszy, niz tylko upamietnienie jednej okazji, czy osoby. Do tego trzeba spoleczenstwa osiadlego, z tradycjami przekazywanymi z pokolenia na pokolenie. Ale dla spoleczenstw, ktore ciagle sa „w drodze” to trudne zadanie. Trudno ustalic nawet genealogie rodzinna, nie mowiac o zdarzeniach historycznych. Stad potrzeba bardziej abstrakcyjnych, czy – jak kto woli – wysublimowanych – symboli.

    W Ameryce, pod Little Big Horn nie ma watpliwosci, ze bitwe wygral Crazy Horse, ale Amerykanie raczej postawiliby pomnik Custer’owi, ktory, jak ten nasz ksiaze; przegral, ale bohatersko wskoczyl do Elstery, by teraz straszyc w przescieradle, na koniu pod palacem prezydenckim. Aale przegral nie z naszymi, a Indianie, to jednak tez nasi. Kogo tu uhonorowac? To straszne dylematy, wiec lepiej postawic cos symbolicznego, co nikogo specjalnie nie urazi, a i turysci przyjada poogladac.

    Pozdrawiam.

  27. @ witek_w11

    Bardzo serdecznie dziekuje. O to mi wlasnie chodzilo, ale ani moich wpisow nie rejestruje, ani tez nie archiwizuje, wiec umykaja gdzies.

    Posdrawiam

  28. Wpisałem w google:
    sztukaantyku werbalista pogrzeb
    i pokazało dwia pozycje: druga była trafna (bo pierwsza to niniejszy artykuł). Ale w ten sposób namierzyłem artykuł a nie post, tyle że ręczne wyszukanie już nie było kłopotliwe (gorzej jak jest na przyklad 1000 komentarzy).
    Pozdrawiam.

  29. Pomniki w Stananch sa stawiane,oczywiscie, ze sa stawiane. Do moich ulubionych naleza: pomnik Einsteina w Waszyngtonie,niezbyt odlegly od nego pomnik Tarasa Szewczenki, pomnik ukochanego Jana Karskiego,no i pomnik Dickensa z mala Nell u stop.

  30. A tu znalazlam ten pomnik Dickensa:
    http://www.flickr.com/photos/moocat/352862347/

    Mam do niego szczegolna slabosc, gdyz pare lat temu dostalam zdjecie tego pomnika na ktorym to zdjeciu obok Nell stoi prawnuk Karola Dickensa – Pan Cedric Dickens, niestety juz nie zyjacy. Zdjecie stoi w ladnej ramce na moim biurku i prypomina mi jak z Panem Cedrikiem wpadlismy sobie w ramiona na pierwszym w zyciu spotkaniu, zaledwie dwa-trzy lata przed jego smiercia.

  31. @ witek_w11

    Raz jeszcze dziekuje. Ale – „Werbalista pogrzeb”? Ciarki przechodza.

    Do Szanownego Autora i Komentatorow.

    Wiedzialem, ze tak latwo mi nie przyjdzie przekonac Panstwa o swoich tezach odnosnie tematyki amerykanskich pomnikow. Myslalem, w jaki sposob to zrobic – nie dlatego zeby udowodnic swoja racje, co raczej przekonac Panstwo o podstawach moich impresji. Znalazlem zatem strone na Wikipedii z lista najbardziej znanych pomnikow na swiecie, w tym w USA. Oto sciezka:

    http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_statues#United_States.2C_including_territories

    Prosze pozeglowac do USA i spojrzec na to ile pomnikow jest poswieconych konkretnym osobom, a ile jest abstrakcyjnych lub symbolicznych, typu: wodz Czarny Kruk – posag przedstawiajacy Indianina, mozaiki roznych szczepow.

    Mam nadzieje, ze teraz wreszcie wlasciwie zilustrowalem podstawy mojej tezy.

    Pozdrawiam.

  32. @Verbalista
    Dzięki za link. O Santa Muerte dużo już programów widziałam, ale Pana informacje są dobrym rozszerzeniem.
    @Wszyscy
    Pozwolę sobie rozszerzyć temat pomników w stronę bardziej interesującą p. Szamałka. Odtwarzanie zabytków. Tutaj podziwiam Amerykanów, że ich stosunek do tego, co znikło, jest pozbawiony sentymentalizmu. Wieże WTC nie zostały odbudowane tylko buduje się nowe.
    Natomiast miałam opory, kiedy budowano atrapę Zamku Królewskiego w Warszawie. Szczególnie wieża, wykonana przemysłowo i podniesiona dźwigiem, to żart z pojęcia zabytku. Takie same uczucia mam na widok kościoła w Dreźnie, odbudowanego w całości i „ładniejszego” niż był na prawdę. Aktualnie w Berlinie zaczyna się odbudowę Zamku, zburzonego kiedyś jako symbol pruskiego militaryzmu. Na jego miejscu zbudowano Pałac Republiki DDR, który udało się zburzyć mimo, że właściwie był zabytkiem komunizmu jak dom KC w Warszawie.
    Moje pytanie: Dlaczego można tworzyć od fundamentów nowy zabytek a nie wolno odtwarzać brakującego oka Nefretete, także w Berlinie?
    Podobnie: Czy można i należy odbudować Colosseum albo Akropol. Szczególnie, że został zniszczony przez Turków 150 lat temu? Jaki sens ma tworzenie zabytków i tworzenie atrap bez większej wartości historycznej? Czy nie jest to oszustwo narodowe? Gdzie jest granica między restauracją i zachowaniem pomnika przeszłości, a kiczowatym tworzeniem pseudo-zabytku? Kończę bo będzie za długo.

  33. @ Werbalista: mnie Pan przekonal. Mam nadzieje, ze kiedys bede mial okazje przeprowadzic w stanach nieformalne badania terenowe…

    Z jedna Pana obserwacja pozwalam sie jednak sobie nie zgodzic – znow wracamy do tych nieszczesnych nomadow. Otoz na terenie poludniowej Ukriany tzw. „Scytowie” wznosili kopce osiagajace nawet 8 wysokosci i kilkadziesiat metrow obwodu, na szczycie ktorych stawiano czasem kamienne, 1-2m stele (owe „skifskie baby”, o ktorych wspomnialem wyzej).

    Jak widac, ludy nomadyczne tez czasem wznosza monumentalne grobowce – choc zapewne rzadziej, niz grupy osiadle. Takie zwienczone rzezbami kopce mogly tez spelniac role punktow orientacyjnych czy centrow kultu, zgodnie z Pana hipoteza – choc tego sie zapewne nie dowiemy.

    @ Vera: porusza Pani bardzo ciekawa kwestie! Zaczne najpierw od refleksji osobistej. Ja sie urodzilem kilka lat po ukonczeniu rekonstrukcji Zamku Krolewskiego, i nie wyobrazam sobie Warszawy bez niego, jest dla mnie jednym z kluczowych miejsc miasta. Kiedy jednak slysze o planach odbudowy Palacu Saskiego, przechodza mnie ciarki – nie jestem sobie w stanie wyobrazic, jakby to mialo wygladac, jak urzadzono by wnetrza i co mialyby one wspolnego z historia, itd. Wydaje mi sie zatem, ze opory przed rekonstrukcjami sa naturalne, ale moga zniknac u pokolenia, ktore nie bedzie pamietac poprzedniego stanu.

    Rekonstruowc, czy nie rekonstruowac – oto jest pytanie, ktore archeolodzy i konserwatorzy zadaja sobie nader czesto, i czesto zmieniaja zdanie co do preferowanej odpowiedzi. Kiedys byla moda na rekonstrukcje calkowite i maskowane, potem czesto rezygnowano z rekonstrukcji badz zaznaczano bardzo wyraznie, gdzie z niej skorzystano. Dla przykladu – kiedys potluczona waze zlepiono by jakas substancja o identycznym kolorze, teraz wybiera sie raczej barwy kontrastujace, zeby pokazac, ktora czesc autentyczna,a ktora nie.

    Szczegolna tendencje do rekonstrukcji maja archeolodzy amerykanscy – byc moze dlatego, ze maja na nie pieniadze… Czasem wychodzi im to fantastycznie, tak jak w wypadku tzw. Stoy Attalosa, o ktorej pisalem na blogu jakis czas temu.

    Moje osobiste przemyslenia o rekonstrukcjach sa nastepujace:

    – jesli mozna, nalezy ja wykonac nie na oryginalnym artefakcie/ stanowisku, a „obok”. Przykladowo – Amerykanie zrobili rekonstrukcje Partenonu w skali 1:1 w Nashville, i chwala im za to, ale gdby postawiono ja na Akropolu, byloby to koszmarem. W niektorych muzeach obok rzezby stoi jej gipsowy odlew z elementami zrekonstruowanymi (np. kolor), ale nikt juz nie rekonstruuje samych autentykow – takze dlatego, ze latwo je w ten sposob zniszczyc. Np. w ramach „rekonstrukcji” oczyszczono kiedys rzezby Partenonu, niszczac bezpowrotnie informacje o kolorze.

    – rekonstrukcji nalezy dokonywac tylko wowczas, kiedy mamy wystaraczajaca ilosc informacji na temat studiowanego obiektu/ stanowiska: inaczej powstaja takie koszmarki, jak minojski palac praktycznie wyssany z palca przez Evansa

    – rekonstrukcje robimy tylko wtedy, jesli mamy na to dosc pieniedzy – bo inaczej powstana makabreski. W pewnym ukrainskim skansenie widzialem np. chlopskie chaty odlane z betonu, ktore potem pokryto strzecha i oblozozne drewnem. To juz lepiej byloby zrobic jakas lokalna wersje Disneylandu (Kozak-land?) i zignorowac aspekty historyczne calkowicie.

    Na marginesie wspomne jeszcze, z moj znajomy, ktory pare lat temu odbyl podroz po Chinach, donosil mi, ze Chinczycy maja zupelnie inne idee nt. autentycznosci. Np., kiedy jakie zabytek byl bliski rozpadu, zamiast podejmowac jego rekonstrukcje (bardzo kosztowna!), rozbierano go do zera i budowano od nowa, z nowych materialow. Najwyrazniej uznano, ze autentycznosc i wartosc tej budowli lezy w jej planie, kolorze, ksztalce, a nie konkretnych ceglach czy belkach. Mi takie postrzeganie hsitorycznosci jest jednak obce – ale jakis antropolog moglby sie temu przyjrzec blizej.

    Pozdrawiam wszystkich fantastycznych komentatorow; dziekuje za stymulujaca dyskusje! Dzisiaj skonczyla sie 4-dniowa konferencja, w ktorej uczestniczylem,i musze powiedziec, ze bardziej do nowych przemyslen inspiruja mnie Panstwa obserwacje i pytania, nizli pretensjonalne dyrdymaly, ktorych wysluchiwalem codziennie od 9 do 17.

  34. @admin
    Strzał w dziesiątkę: może tak wpis o dyrdymałach na konferencjach/zgromadzeniach!
    .
    @Werbalista
    Uff… być może kozetkowi psychoanalitycy powiedzieliby że ujawniłem zazdrość wobec forumowicza o większej wiedzy tudzież chęć jego… zbanowania (ciach!). Ja jednak życzę wielu lat życia, nawet gdyby przyszło być Panu szefem przedsiębiorstwa pogrzebowego.
    Pozdrawiam.

  35. A propos pomników:
    „…bo żywy (…) to jest kłopot dziki. A my, Polacy, my lubim pomniki”. Cytuję za moim ulubionym Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim, który do narodowej pomnikomanii odniósł się z właściwa Mu ironią. Stawiamy pomniki na potęgę i na potęgę niedługo potem je burzymy. Traktujemy historie jak panopticum, które trzeba na nasza modłę i gust jak najszybciej umeblować. Zresztą co znaczy „my”? Na ogół są to inicjatywy władz, zabarwione politycznie lub ideologicznie, a nie inicjatywy społeczne oddolne. Zresztą z wartością tych ostatnich też bym nie przesadzał. Łatwiej „wywalić” pomnik „ku czci” jakiejś postaci niż szkołę (hospicjum, itp) jej imienia. Bo z tym jest potem „kłopot dziki”.

  36. Oczywiście POZDRAWIAM, przepraszam!

  37. @Pan Szamałek
    Ja fałszowania zabytków widzę trochę inaczej. Myślę, że ten, kto się zna, zawsze fałszerstwo rozpozna. Bo po prostu niema potrzeby i sensu odtwarzać zabytku w oryginale. Natomiast interesuje mnie samoocena narodu, który więcej wartości widzi w odtwarzaniu przestarzałych wrażeń niż tworzeniu nowych wartości. Czy wartość historii nie polega na tym, że minęła i nie powinno się jej powtarzać? Można zaproponować hasło: Zostaw przeszłość historii itp. Czy powtarzana tragedia nie zamienia się w komedię? Powraca stare pytanie o przyczyny upadku Cesarstwa.

    Obawiam się, że odtwarzanie historii oznacza narodowo brak wyciągania z niej wniosków. Naród, który odtwarza przeszłość nie wierzy w to, że potrafi stworzyć coś lepszego. To jest chyba najważniejszy wniosek.

    Zwracam uwagę, że można mieć zupełnie inne podejście. Najpierw Francuzi zamienili Stare Miasto Paryża na bulwary. Jak bardzo trzeba wierzyć w swoją przyszłość. Podziw, choć nie wiem, czy uznanie.

    To samo myśleli komuniści, czego wynikiem jest Pałac Kultury. Dzisiaj wielu ludziom brakuje optymizmu tamtych czasów. Oczywiście, nawet i to może się zdegenerować, co pokazała rewolucja kulturalna w Chinach.
    P.S. Czy dzisiaj optymizm życiowy wyraża się w emigracji, czy raczej jest to egoistyczny hedonizm? Pan wie lepiej.

    P.S2: Pomysł z ustawianiem rekonstrukcji obok oryginału jest zadziwiająco świeży o ile nie schowa się oryginału dla bezpieczeństwa, co też się zdarza.

    Wszystkiego

  38. Uwaga: Bardzo proszę o zastąpienie słowa „naród”, które jest mi całkowicie obce, słowem np. społeczeństwo, albo coś podobnego. Bo to, co napisałam jest bez sensu. Sorry.

  39. Postanowiłem włączyć się do tej ciekawej dyskusji z małą dygresją. Czytając nt. meksykańskich rytuałów, przypomniało mi się jak co roku, przy okazji wizyty na cmentarzu brudnowskim, ojciec opowiada mi, że jak był nastolatkiem, to 1 listopada cała rodzina spotykała się na grobach zmarłych i spędzali tam prawie cały dzień, wspominając zmarłych przy jednej czy dwóch butelkach czegoś mocniejszego (zapewniam przy tym, że nie jesteśmy rodziną alkoholików, o czym mam nadzieję szanowny redaktor zaświadczy). Teraz oczywiście ta tradycja zanikła, ale wygląda na to, że jeszcze jakiś czas temu polskie obczyczaje nie różniły się tak znacznie od meksykańskich…:) Sorry za niemerytoryczny wątek w dyskusji.

  40. Witam serdecznie na blogu! Przede wszystkim zaświadczam, że rodzina znanego mi skądinąd Adama nie ma problemów alkoholowych:) Tradycje konsumpcji alkoholu czy, szerzej, jedzenia przy grobach zmarłych była w przeszłości bardzo rozpowszechniona, także w starożytności. Antropolodzy prawią, że w ten sposób umilało się zmarłemu życie-po-życiu i upewniano, że nie będzie próbował wrócić między żywych.

  41. Dlaczego pisze Pan 11/9? To jakiś szpan pisać daty po amerykańsku? Czy też jakieś kompleksy z podstawówki dotyczące języka polskiego?

  42. Witam,
    Pisze 9/11, bo tak sie przyjelo o tych wydarzeniach mowic; kompleksy rzecz jasna jakies mam, ale na pewno nie na punkcie mojego polskiego. Ponadto, pytanie za pytanie – czemuz Pan taki nabuzowany?

  43. Witam,
    Nie jestem nabuzowany, tekst który napisałem miał w moim zamierzeniu uwypuklić pewną stałą polską przywarę; makaronizmy językowe. Kiedyś modna byłą Łacina, następnie Francuski, a teraz angielski. Nie byłem i nie jestem i nie zamierzam być purytanem językowym, lecz strasznie mnie drażni, kiedy w danym języku istnieje kilka określeń danej rzeczy lecz obecnie koniecznie musi on mieć angielskie słowo, np. Lider czyli przywódca, szef, przewodniczący, prowadzący… Ale teraz 95% tego wyrazu słyszy się po angielsku.
    Więc jak i Pan tak napisał nawet prozaiczną datę w wersji amerykańskiej, to mnie poniosło:)
    Przepraszam zatem, wiem, że to Pana strona, może Pan pisać to takim językiem, jakim Pan chce.
    Proszę się tylko zastanowić po co zaśmiecać nasz język dodatkowo amerykańskim sposobem datowania.

  44. Artur

    Jeżeli Pana tak bardzo drażnią rzeczywiste lub domniemane usterki językowe u innych („A to feler, westchnął seler”), to pozwolę sobie uświadomić szanownemu Panu, że Pańska „Łacina” w polskim wydaniu brzmi „łacina”, „Francuski” – francuski, „purytan” – purysta, „Lider” – lider. Zresztą to ostatnie pojęcie używane było w polskich transmisjach kolarskich już za czasów Królaka i Szurkowskiego.
    11/9 czy też 9.11. lub 9.X – do wyboru, do koloru … Jedno jest pewne, szanowny Panie: TA data nie jest datą prozaiczną.

  45. Bardzo się cieszę z wyłapania moich błędów! Przyznaje się do nich, jak i do wielu innych, co nie zmienia faktu, że nadal będę twierdził, iż w przypadku występowania wielu określeń dla danej rzeczy, nowe słowo jest możliwe.
    Tylko czy koniecznie musi mieć ono angielskie brzmienie?
    Czy naturalna ewolucja językowa, musi zostać zastąpiona śmieceniem językowym? Proszę to rozróżnić.
    Do bajki „Na straganie” nigdy nie miałem żadnych zastrzeżeń i obecnie wraz z kilkoma innymi bajkami jest w kanonie lektur jakie czytam moim dzieciom.

    No i data 9 września; dla mnie mimo całego szacunku dla tragedii w Stanach jest ona normalną datą. Jest tylko mocno nagłośniona. Przez ten czas wydarzyło się wiele narodowych tragedii np. tsunami w Japonii, na Oceanie Indyjskim, które pochłonęły o wiele więcej istnień ludzkich. Gdy w Indiach wykolei się pociąg i zginie kilkaset osób wie Pan o tym niejako mimochodem w drugiej lub trzeciej minucie faktów czy wiadomości. Gdy w Stanach wykolei się pociąg i zginie 25 osób jest to emitowane w czołówkach na cały świat i wszyscy z wielkich składają kondolencje.
    Nie widzi Pan różnicy? Bo ja wielką.

Dodaj komentarz

Pola oznaczone gwiazdką * są wymagane.

*

 
css.php