Zawód archeologa uchodzi za niezwykle pasjonujący. Znaczącą rolę w kreowaniu takiego stereotypu odegrały filmy o Indianie Jonesie, w których eponimiczny badacz czasów zamierzchłych zajmuje się głównie bieganiem po dżungli w stylowym kapeluszu, ściganiem Nazistów i ratowaniem pięknych kobiet z opresji. Mało tego – gdzie się nie obróci, czekają na niego mumie i złote rzeźby. Ach, gdybyż tak było.
Archeolodzy większość czasu wygrzebują z ziemi śmieci. Czasem można znaleźć też i rzeźbę albo pierścionek, ale zdarza się to rzadko. W końcu nim starożytne miasta przykryła ziemia, ich mieszkańcy – bądź najeźdźcy – mieli mnóstwo czasu, żeby wynieść z nich wszystkie precjoza. Oczywiście, zdarzają się też wyjątki – jak na przykład fantastycznie zachowane Pompeje, albo nienaruszone przez rabusiów grobowce – ale nie zarzeczają one wspomnianej regule.
Czy w związku z tym zawód archeologa jest nudny? Całe szczęście nie – bo ze starożytnych śmieci można czasem wyczytać więcej, niż z kilogramów złota. Proszę na przykład spojrzeć na tę skorupę – jedną z pierwszych rzeczy, jaką własnoręcznie wykopałem.
Fot.: Autor
Na pierwszy rzut oka, nie mamy tu do czynienia z niczym interesującym, ot – fragment garnka z czymś białym na wierzchu. Jednak w tym skromnym kawałki ceramiki kryje się ciekawa historia. Ale, zanim do tego przejdziemy, warto napisać parę słów o kontekście znaleziska (a przy okazji wprowadzić do wpisu troszkę suspensu).
Skorupę tę wygrzebałem z ziemi na terenie miasta Calleva Atrebatum położonego niedaleko wsi Silchester w południowej Anglii. Początki tego osiedla sięgają do czasów sprzed rzymskiego podboju. W najwcześniejszej fazie składało się ono drewnianych, chaotycznie rozmieszczonych domów. Jednak wkrótce po tym, jak w połowie I w.n.e. mieszkańcy Brytanii ulegli wojskom pod wodzą Klaudiusza, Calleva przeszło dramatyczną transformację – wcześniejsze budynki zburzono, narzucono regularny plan, wyznaczono forum, wkrótce powstały też łaźnie, amfiteatr i klasyczne świątynie.
Warstwa, w której natrafiłem na ten kawałek garnka, była przydomowym śmietnikiem, powstałym w drugiej połowie I wieku. Charakterystyczny, intensywno-czerwony kolor skorupy jest właściwy naczyniom znanym jako terra sigillata. Ceramikę tego rodzaju produkowano wówczas jedynie we Włoszech i Francji, możemy więc być pewni, że nasz kawałek garnka pochodzi z importu. Kształt skorupy – czego nie widać zbyt dobrze na zdjęciu – wskazuje, że stanowiła ona część średniej wielkości miski z wysokimi ściankami, która wyglądała zapewnie mniej więcej tak:
Źródło: Wikimedia, Fot. Ag.Tigress
Kiedy już opisałem kontekst znaleziska, możemy przejść do gwoździa programu – białych „cosiów” na powierzchni omawianej skorupy. To kawałki ołowianego drutu, którego użyto, by połączyć nasz kawałek skorupy z resztą naczynia. Nie jest to idealny sposób na naprawienie potłuczonej ceramiki ale, jako że odpowiednio silnego kleju jeszcze wówczas nie znano, musiał wystarczyć.
Możemy się zatem pokusić o rekonstrukcje losów miski, której kawałek znalazłem. Wyprodukowano ją w I w.n.e., w południowych Włoszech bądź Francji. Stamtąd przetransportowano ją do jednego z portów świeżo podbitej Brytanii, by wreszcie trafić do Callevy. W jakiś czas po zakupie miska musiała się potłuc, po czym ktoś podjął się jej naprawy. Być może służyła potem jeszcze jakiś czas, a w końcu trafiła na śmietnik.
No dobrze – ale jaki jest pożytek z dziurawej miski? Niezależnie od starań, po naprawie drutem w naczyniu musiały pozostać dziury na tyle duże, że wszelkie płyny natychmiast by z niego wyciekły. Ponadto wystający ołowiony drut, odcinjący się wyraźnie od czerwonego tła, z pewnością szpecił naczynie. Na co komu taka miska – czy nie łatwiej byłoby kupić nową? Wiemy wszak, że rzymska ceramika, nawet ta z wyższej półki, droga nie była.
Najwyraźniej właściciel miski cenił ją na tyle, by zachować ją nawet wówczas, kiedy nie mogła spełnić swej praktycznej funkcji. Czemu? Jeśli był zbyt biedny, by kupić sobie nowe naczynie z importu, mógł zawsze kupić lokalnie wyprodukowaną, mniej elegancką wersję, albo nawet zrobić miskę samemu, z drewna. Wygląda na to, że terra sigillata była czymś prestiżowym, co wypadało mieć, nawet, jeśli nie można było jej użyć – może taką przeciekającą miskę można było gdzieś postawić, obracając potłuczoną stronę w kierunku ściany, albo chociaż trzymać w niej owoce. Najwyraźniej coś, co w Rzymie wyrzucono by bez zastanowienia do śmieci, na dalekiej prowincji nadal było wartościowe – prawdopodobnie dlatego, że było dużo ciężej dostępne.
Kawałek miski z Callevy mówi nam też wiele innych rzeczy. To, że Brytonowie kupowali tego rodzaju naczynia, pokazuje, że byli zainteresowani produktami innej kultury, że utrzymywali kontakty handlowe z Włochami bądź Francją, że zaczęli posilać się z innych naczyń, co być może zmeniło sposób, w jaki konsumowano posiłki; że być może rzymska ceramika stała się wyznacznikiem statusu. Inne naczynia typu terra sigillata z Callevy mają na ściankach wytłoczone sceny mitologiczne – co z kolei pokazuje, że jej mieszkańcy zaakceptowali przedstawienie istot ludzkich i nagości, które wcześniej były w tym regionie bardzo rzadkie, a ponadto być może powoli zaznajomiali się z wierzeniami zwycięskich Rzymian.
Przykład miski z Callevy pokazuje też, że nie można myśleć o przeszłości w kategoriach rozwiniętej gospodarki rynkowej. Ta sama miska, która kosztowała w Rzymie grosze, była najwyraźnej dużo cenniejsza na prowincji. Podobną względność wartości można zaobserwować w historii europejskiej kolonizacji, kiedy to biali „odkrywcy” wymieniali szklane paciorki na wielkie bogactwa. Nie dowodzi to wcale, że na przykład Indianie byli głupi, że dali się „nabrać” na cwaną sztuczkę człowieka zachodu – tylko, że takie paciorki miały dużo większą wartość w ich kontekście społecznym i ekonmicznym, niż w Europie. To by też tłumaczyło, dlaczego moi rodzice, wracając w latach 80-tych z Hiszpanii, przywieźli ze sobą zepustą papierową parasolkę wyjętą z drinku – za źelazną kurtyną była ona bezwartościowa, ale nad Wisłą nadal robiła wrażenie…
J. Szamałek
PS. Gdyby ktoś z państwa chciał poczytać więcej na temat handlu rzymską ceramiką na terenie Europy – bardzo ciekawy i kontrowersyjny temat! – polecam doskonałą stronę prowadzoną przez angielskich archeologów, Potsherd.
28 lutego o godz. 12:22 740
Gospodarz jak zwykle prowokuje odpowiedzi na roznych poziomach. Czy kawalek skorupy byl rzeczywiscie na smietnisku? Calleva Atrebatum jest jednym z najciekawszych miejsc archeologicznych w Anglii ze wzgledu na to, ze wyglada nie tylko na nagle opuszczone, ale nawet „przeklete” przez Anglo-Saksonow. Znaleziska archeologiczne dosc jednoznacznie swiadcza o rytualnych gestach, wskazujacych na wole opuszczenia tego miejsca „na zawsze”. Istnieja tez teorie, ze „skorupy”, ktore brano poczatkowo za „smieci” zostaly zakopane celowo, gdyz mialy znacznie starsza historie niz samo miasto, nieraz nawet o 300 lat. Znalezienie szkieletu psa oraz byka, najwyrazniej – pochowanych, wskazuja na jakis rytual „odciecia sie” od tego miejsca. Zrodlo (w bardzo wielkim skrocie):
http://www.guardian.co.uk/uk/1999/apr/09/maevkennedy1
Innym aspektem jest relatywna wartosc przedmiotow w roznych kulturach i gospodarkach. Pamietam przeciez czasy, gdy – na przyklad – komputer byl wartoscia luksusowa, bo niewielu moglo sobie na to pozwolic, podczas, gdy dzis trzeba zaplacic za to zeby starego komputera sie pozbyc (przynajmniej zgodnie z przepisami). Swego czasu w Polsce „Szmateksy” robily furore, dzis juz to nikogo nie zajmuje. I takich przykladow jest mnostwo. Ciekawe, jaka teorie przyszly archeolog wysnuje na temat czeskich krysztalow, badz mebloscianek „na wysoki polysk”.
28 lutego o godz. 13:59 741
Cieszę się, że udaje mi się utrzymać poziom:) Kwestia odróżniania kontekstów sakralnych od codziennych, a nawet poprawność takiego rozgraniczania, są wysoce sporne; mam zamiar o tym kiedyś napisać coś więcej.
Ta warstwa, która ja rozkopałem, nie zawierała niczego, co sugerowałoby rytualny charakter; zawierała jedynie skorupy i kości (ale nie całe szkielety). Znajdowała się na tyłach domu, obok drogi, od której odzdzielona była płotkiem. Summa summarum, wydaje mi się, że to jednak był śmietnik:) Jeśli chodzi o rytualne porzucenie miasta (vide artykuł w Guardianie), to tam rzeczywiście można dostrzec wyraźne ślady nie-funkcjonalnych zachowań, co może wskazywać, że mamy do czynienia ze śladami rytuałów. Warto jednak zauważyć, że tamten kontekst pochodzi z 7 w . n.e., jest więc dobre 600 lat późnejszy, niż „moja” wartswa!
Natomiast jeśli chodzi o pytanie jak archeolodzy przyszłości zinterpretują nasze pozostałości, to warto rzucić okiem na fragmenty przezabawnej książeczki „Motel of the Mysteries”, którą już rekomandowałem na facebookowej stronie „Sztuki Antyku” (niestety, link tylko po angielsku):
http://coursesa.matrix.msu.edu/~fisher/hst140/MotelOfMysteries.html
28 lutego o godz. 14:52 742
Archeologia jest oczywiście pasjonująca, a wnioski, jakie można wyciągnąć z kawałka skorupy, mówią nam wiele o przeszłości. Inną sprawą jest, na ile te wnioski są słuszne. Intuicyjnie wydaje mi się, że zwykle nie do końca… Zastanówmy się np. czy słuszne wnioski wyciągnęliby historycy przyszłości z analizy naszych wysypisk śmieci (zakładając, że nie mieliby do pomocy źródeł pisanych).
Jeśli ktoś jest ciekawy świata, każda rzecz może być interesująca. Inna sprawa to niestety codzienna dłubanina archeologa na śmietniku lub np. w średniowiecznej latrynie, jak ostatnio w Elblągu. Notabene znaleziska tamtejsze były fascynujące (choć nadal śmierdzą…)
28 lutego o godz. 15:20 743
Dziekuje za link. Doskonale! Pewnie kazda dziedzina nauki ma swoich przesmiewcow. Kiedys czytywalem „Journal of Irreproducible Results” i bylbym niewdziecznikiem gdybym nie odwdzieczyl sie innym artykulem na temat archeologii (tez niestety tylko po angielsku):
http://se.uwaterloo.ca/~dberry/2004.turkey.pdf
Za pomylke przepraszam, ale nie okreslil pan wieku, a „smietniki”, za jakie je poczatkowo uwazano narobily niemalo zamieszania w tym miejscu. Stad moje uwagi.
Swietnie sie czyta i zawsze ciekawa dyskusja.
Pozdrawiam serdecznie.
28 lutego o godz. 17:04 744
@Werbalista
Admin określił warstwę, początek akapitu nad rysunkiem miski.
.
Z tym odzyskiem to rzeczywiście tak jest że to co się jednym ludziom nie przydaje dla innych stanowi wartość. W realu pracuję w serwisach sprzątających i oprócz czynności zawodowych wybieram ze śmietników różne rzeczy typu puszki czy żywność. Współczesne odpady komunalne mają jednak swoją cenę, stąd sortownie. Poza tym co innego osiedlowy kontener a co innego przydomowy śmietniczek.
28 lutego o godz. 17:14 745
@ witek_w11 pisze:
2011-02-28 o godz. 17:04
Wszystko prawda. Nieuwaznie przeczytalem. Kajam sie.
28 lutego o godz. 17:56 746
@ Marit:
Też kiedyś rozkopywałem latrynę, ale całe szczęście była już tak wiekowa, że nie wiązało się to z żadnymi nieprzyjemnościami. Jeśłi chodzi o dzisiejsze wysypiska śmieci, to chciałbym jednak wierzyć, że archeolodzy przyszłości by je dobrze zinterpretowali (chociaż nie mogę wykluczyć, że uznano by je za miejsca kultu).
@ Werbalista:
Dziękuję za artykuł, na pewno rzucę okiem:)
@ witek_w11:
Dla mnie najlepszą ilustracją względności wartości przedmiotów jest film The Gods Must Be Crazy (Bogowie muszą być szaleni, 1981). Nie kojarzę już dokładnie fabuły, ale pamiętam, że akcja zaczynała się w momencie, kiedy jakiś bogaty ameryaknin, lecąc cessną nad Afryką, wyrzucił przez okno szklaną butelkę po coca-coli. Butelkę tę znaleźli potem lokali mieszkancy, którzy byli nią zachwyceni: była piękna i wielofunkcyjna, można było z niej pić, używać do wałkowania, jako instrument muzyczny, itd. Niestety, jest w tym filmie trochę elementów rasistowskich, ale koncept z butelką po coli uważam za szczególnie udany.
1 marca o godz. 0:16 747
A jo chyba wreście zacynom rozumieć, cemu teroz do prawie kozdego przedmiotu załąco sie instrukcje obsługi. To z myślom o przysłyk archeologak. Kie za tysiąc roków wykopiom te przedmioty, to nie bedom musiały sie bidoki głowić, do cego one słuzyły, ino z instrukcji syćko se piknie wycytajom 😀
1 marca o godz. 12:23 748
Z innej beczki – pochwalę się Państwu, że w nowym numerze Wiedzy i Życia (http://www.wiz.pl/main.php?go=1&op=3&id=85) ukazał się mój artykuł nt. historii hermafrodytyzmu. Zachęcam do lektury!